„A żyć możesz tylko dzięki temu, za co mógłbyś umrzeć.”
Na moich kolanach gnieździł się wielce zadowolony Cecil. Moje maleńkie szczęście. Pochyliłam się i pocałowałam go w mokry pyszczek. Dostałam go od Williama na osiemnaste urodziny. To chyba był mój najlepszy prezent w życiu. Codziennie rano musiałam tego łobuza wyprowadzić na spacer. Cecil był niegrzeczny, gryzł co się dało, ale nie można było go nie kochać. Gdy patrzyłam na jego pomarszczony ryjek to automatycznie się uśmiechałam.
-Nie wiem jak to możliwe, że moje dziecko nie jest poliglotką jak ja. – Mama weszła i podała mi wypracowanie z angielskiego, które było na szóstkę a dostanę za nie marną dwóję. Byle zdać, nauczyciele też wyznają tą zasadę.
-Tak, to możliwe – westchnęłam i położyłam głowę na zeszycie. – Może ścisły umysł mam po ojcu?
-Kotku… – Mama położyła mi dłoń na ramieniu. – Wiesz, że bardzo się starałam i nie pamiętam.
-Wiem, mamuś. Spoko – wzruszyłam ramionami. Mama wyszła, a ja usiadłam na parapecie i zaczęłam bawić się złotym diabełkiem. Cecil usadowił się na łóżku i zamknął swoje oczęta. Po chwili dołączyła do mnie mama z dwoma kubkami gorącej czekolady. – Spotkałam dziś na Old Trafford chłopaka – mruknęłam i upiłam łyk mojego ulubionego płynu.
-Podobał ci się? – uśmiechnęła się delikatnie i podciągnęła nogi pod brodę zupełnie jak ja.
-Nie. Był przystojny, ale nie zainteresował mnie. Chodzi o to jakie miał oczy. Zupełnie jak twoja zawieszka – spojrzałam na szafir, który zalśnił na jej bluzce. Nigdy go nie zdejmowała, a gdy pytałam czemu to nie potrafiła odpowiedzieć. Mówiła tylko, że nie może i już. – Nie masz czasem dziwnego wrażenia, że już coś wiedziałaś, ale nie możesz sobie przypomnieć gdzie? – spojrzałam na świat za oknem. Gałęzie wysokich drzew poruszane były przez podmuchy wiatru, a słońce powoli zachodziło.
-Córciu, przypominam ci, że czternaście lat temu straciłam pamięć. Pamiętam wszystko od tamtego momentu. Mnie często się zdarza, że coś mi się z czymś kojarzy, a potem okazuje się, że to nic wielkiego – wzruszyła ramionami. – Chciałabym pamiętać kim był twój ojciec, gdzie mieszkałyśmy, co robiłyśmy… Jednak nie mogę, a ty byłaś za mała.
-Bardzo bym chciała go poznać. Mam wrażenie, że brakuje mi ważnej części. Javier tylko mnie denerwuje i doprowadza do stanu furii.
-Javi nas kocha i zawdzięczamy mu wszystko – pogłaskała mnie po policzku. – Ja też czuję, że to nie ten, ale nie mam pojęcia, gdzie szukać właściwego i jak – westchnęła. Właśnie za to kocham moją mamę. Traktuje mnie na równi ze sobą i jest szczera. Nie zataja przede mną nic, nie krytykuje mnie, tylko kocha najmocniej na świecie. – Nie mogę wszystkiego rzucić i lecieć szukać czegoś co może nie istnieje – uśmiechnęła się smutno.
-Nie kochasz Javiera? – szepnęłam.
-Kocham, ale nie tak jak powinno kochać się męża. Jestem mu wdzięczna, że nam pomógł, ale to za mało. Jest bardzo dobrym człowiekiem, ale zakochał się nie w tej kobiecie co powinien.
-Mamuś… – chwyciłam ją za rękę. – Przysięgam, że znajdę tatę i będziemy jeszcze szczęśliwe.
-Córeczko, to nie będzie takie proste. Ja nawet nie wiem czy nasze nazwisko jest prawdziwe. Nienawidzę własnego imienia i nie cierpię, gdy mówią do mnie „Anna”! – wzdrygnęła się. – To jakby na ciebie ktoś mówił Luna!
-Zabiłabym! – syknęłam.
-Właśnie. Anna to nie jest to – pokręciła głową. – Ale nie wiem, co powinno być. Głowię się nad tym czternaście lat i nigdy nic nie wymyślę.
-Tylko czternaście lat. Za rok będziesz zajebiście szczęśliwa, a ja pozbędę się swojego ojczymka – uśmiechnęłam się szelmowsko.
-Naprawdę go tak nienawidzisz? Sądziłam, że to tylko…
-Mamo… – przewróciłam oczami. – Traktuję Javiera jak zło, bo odbiera mi to co kocham. Sprawił, że nie kocham zespołu tylko Williama i Oskara. Co prawda United zajmuje w moim sercu szczególne miejsce, ale nie kocham go tak jak kochają go kibicie. Jednak to Javier nauczył mnie jeździć na rowerze, liczyć i grać w szachy. Tylko to nigdy nie będzie mój ojciec i wiem, że znajdę swojego tatusia. A gdy będę patrzyć w jego oczy będę wiedziała, że to on – obiecałam sobie i jej.
-Wygraliśmy! – Drzwi się otworzyły i stanął w nich zadowolony William. Cecil zerwał się i zaczął tańcować na łóżku.
-Wiedziałam! – podskoczyłam i rzuciłam się Willowi na szyję. – Mój geniusz! – pocałowałam go w policzek.
-Strzeliłem z jedenastki – zaśmiał się. – Oskar chybił, ale poprawił go Giggs. W Realu strzelał Junior z asysty Canalesa.
-Kogo? – spytała mama. Puściłam Williama i spojrzałam na nią zaskoczona.
-Alana Canalesa – powtórzył chłopak.
-Znam skądś to nazwisko… – zamyśliła się. – Ale nie tak…
-Jego ojciec to Sergio Canales – powiedział szybko. Mama zbladła, ale po chwili odzyskała właściwy kolor.
-Coś mi to mówi, ale nie wiem co! – fuknęła. – Dobra tam – wstała. – Nie ważne. Gratuluję Will – poklepała szatyna po plecach i wyszła. Takie jej przypominki to dla nas norma. Straciła pamięć w strasznym wypadku samochodowym. Zginęło wiele osób i tylko my cudem przeżyłyśmy. Mnie nic nie było, ale mama oberwała w głowę i zapomniała wszystkiego. A co może powiedzieć czterolatka? Tylko tyle, że ma na imię Sol Rosario, urodziła się pierwszego marca i ile ma lat.
-Chcę znaleźć mojego ojca! – oznajmiłam. Chłopak położył się na łóżku, a pod głowę wpakował sobie ogromnego pluszaka. Niemal natychmiast w zasięgu jego ręki znalazł się Cecil i zadowolony pozwolił się głaskać. Podła gadzina!
-I od czego zamierzasz zacząć? – zainteresował się William. Usiadłam obok niego po turecku i zaczęłam bawić się palcami jego ręki.
-Nie wiem Willie, ale chcę go poznać.
-Musisz mieć jakiś punkt zaczepienia, a twoja mama raczej ci nie pomoże – przyciągnął mnie do siebie. Położyłam głowę na jego torsie i westchnęłam ciężko.
-Cieszę się, że cię mam – zaczęłam wodzić palcem po jego torsie. – Jesteś cudowny – zamknęłam oczy. – Poszłabym z tobą na koniec świata.
-I nie bałabyś się zostawić tego wszystkiego? Mamy, Cecila, Javiera, Oskara, Manchesteru? – zaczął wymieniać.
-Nie. Wszystko czego potrzebowałabym do życia miałabym przy sobie – odpowiedziałam pewnie. Willie w odpowiedzi pocałował mnie czule w czoło i zamruczał, gdy podrapałam go za uchem. – Za poza tym Cecila wzięlibyśmy ze sobą – dodałam, a on się roześmiał.
Siedziałem na hotelowym balkonie i słuchałem uważnie nawijającej do telefonu Adelle. Chodziłem z nią ponad rok. Kochałem ją bardzo, ale w takie dni jak ten wolałbym wyrzucić telefon daleko i nikogo nie słuchać. Dolores siedziała w pokoju i sama grała w PlayStation.
-Skarbie, muszę kończyć. Spotkamy się jak wrócę – niegrzecznie przerwałem swojej dziewczynie.
~Dobrze. Alanusiu? A kochasz mnie? – zaszczebiotała. Zgrzytnąłem zębami, bo nienawidzę gdy tak do mnie mówi!
-Tak, pa! – rozłączyłem się i wróciłem do pokoju. Usiadłem na łóżku chwyciłem joystick i…
-SIEMKA!!! – wydarł się Junior, który z impetem wpadł do mojego pokoju. Dori zignorowała tego pajaca, ale ja niestety nie mogłem. Bo jak?! – Albo wy idziecie do mnie na imprę, albo impra przychodzi do was. Co wybieracie?
-Spierdalaj na bambus – wymruczała Dolores.
-Impreza u Canalesa! – wrzasnął Junior. Po chwili mój pokój wypełnił się kumplami z drużyny. Marc bez słowa odebrał mi joystick i rozpoczął wyścig z Dolores. Wyszedłem na balkon i usiadłem na leżaku.
-Mogę? – nie wiadomo skąd pojawiła się Liv Benzema.
-Pewnie – pokiwałem głową. Usiadła tuż obok mnie i podała mi drinka. Jeśli robił go Junior to od razu wypali mi przełyk. Szanowny pan Aveiro ma zamiłowanie do sosu tabasco.
-Co jesteś taki nie w sosie? – szturchnęła mnie delikatnie w żebra. – Zaliczyłeś bardzo ładną asystę.
-Wiem, ale mam ostatnio trochę problemów – potarłem skroń.
-Adelle? – szepnęła.
-Też, ale spotkałem na Old Trafford dziewczynę, która potrafi obliczyć kąt pod jakim trzeba kopnąć piłkę i tor jej lotu. Z jej usług korzysta najlepszy snajper Premier League, William Rooney.
-I tym się tak martwisz? – uśmiechnęła się delikatnie. – Will jest dobry i bez jej matematyki. Poza tym to, że potrafi skorzystać z jej obliczeń potwierdza jego geniusz.
-Ja nie potrafiłem, chociaż mówiła mi jak mam strzelić – zaśmiałem się.
-Też jesteś bardzo dobry – położyła mi dłoń na ramieniu. – Nie każdego osiemnastolatka Mou wystawia w takim meczu, a tym bardziej nie każdy osiemnastolatek potrafi podać tak piękną piłkę do strzału.
-Chyba ty bardziej mnie rozumiesz niż Adelle – mruknąłem. – Ona się tylko czepia, że poświęcam jej tak mało czasu – skrzywiłem się.
-Zawsze dostawała co chciała i teraz nie docenia tego co ma – pokiwała głową.
-Wiem – spojrzałem w ciemne oczy Liv i stało się coś czego nigdy bym nie zaplanował!
Przysunąłem się bliżej i pocałowałem ją w usta, a ona oddała pocałunek.
-Przepraszam! – zerwała się i wyszła.
-Rany! – schowałem twarz w dłoniach. – Canales, co się z tobą dzieje? – spytałem samego siebie. Mam dziewczynę i zachciewa mi się innej!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz