czwartek, 27 grudnia 2012

Rozdział piąty

„Nie ma mężczyzny, który byłby równie uczciwy w każdej sytuacji.” 
 
Wmaszerowałam do jadalni i usiadłam przy stole.
-Smacznego – powiedziałam zadowolona i zaczęłam jeść. Mama uśmiechnęła się do mnie promiennie, a Javier jak zwykle spojrzał podejrzliwie.
-Co słychać? Jak w szkole? – zadał standardowe odpowiedzi.
-Spoko, jeszcze mnie nie wywalili – standardowa odpowiedź. Zerknęłam na mamę, która pochyliła się nad talerzem, żeby nie prychnąć śmiechem. Ją też bawiło, gdy Javi miał bulwersa. Naprawdę go kocham, ale da mi się podejść jak dziecko.
-Słyszałem, że Rooney trenował na Old Trafford… z tobą – powiedział nagle. Tylko na chwilę zadrżała mi ręka. Nie mogłam teraz dostać szlabanu! Sezon się kończył, ale my nie zamierzaliśmy przestać ćwiczyć. Właśnie kończyłam projekt treningowy dla Oscara!
-Tak? – udałam zdziwienie.
-Trenowałaś czy nie? – popatrzył mi w oczy. W naszym domu mogę pyskować, krzyczeć i ogólnie wyrażać swoje zdanie na miliard sposobów. Mogę robić co mi się żywnie podoba, póki nie powiedzą, że jednak nie mogę. Mogę iść spać do której chcę, oglądać telewizję w ilościach hurtowych, nigdy nie wyłączać komputera, wydawać ogromne sumy na ciuchy… Nie mogę tylko kłamać, gdy spytają wprost. Tego nigdy by mi nie wybaczyli. Gdy nie pytają, ja kręcę ile wlezie. Nie jestem przecież aż tak głupia, żeby mówić im wszystko.
-Tak – pokiwałam głową.
-Na czym to polega? Stoisz przy nim i liczysz mu pompki czy przysiady? – spytał. Patrzyłam w jego spokojne brązowe oczy i po raz pierwszy w życiu miałam okazję powiedzieć mu co jest moją największą pasją. Jakoś nigdy się nie złożyło, żebym mu to powiedziała. On nie pytał, ja nie mówiłam. Oczywiście mama o wszystkim wie, ale mama to co innego.
-Stworzyłam dla niego specjalny program komputerowy. Zaprojektowałam go w ten sposób, że Will zakłada okulary i widzi przeciwników, których wykreowałam w kompie. Wszystko jest cybernetyczne. Rozgrywa prawdziwe mecze, ma prawdziwych kolegów z zespołu i przeciwników. Wgrałam w program zachowania piłkarzy innych drużyn i różne sytuacje. Trening polega na tym, że poprzez słuchawki, które połączone są z okularami, instruuję go co ma robić. Mam takie same więc widzę to samo co on, oraz na laptopie mam rzut na całe boisko. W słuchawkach oprócz mnie słyszy wrzawę wokół, jakby był na prawdziwym meczu i widzi nawet kibiców. Zaprojektowałam do tego strój, gdzie umieściłam diody, które przenoszą obraz jego ciała do laptopa. Do perfekcji opracowaliśmy też strzelanie karnych dzięki czemu William nigdy nie chyba – zakończyłam. Mama patrzyła na mnie z dumą, a Javier był w szoku.
-Osiemnastolatka stworzyła coś takiego? – wyszeptał.
-Szesnastolatka – poprawiłam. – Zajęło mi to rok. Obecnie tylko dorzucam nowych piłkarzy, ich technikę i sytuacje.
-Ktoś o tym wie? – oparł łokcie na stole i patrzył na mnie zafascynowany.
-Oscar i kilku pajaców z Realu, ale wątpię, żeby załapali o co chodzi – wzruszyłam ramionami.
-Sol, możesz sprzedać patent na ten program! Zrewolucjonizuje to cały świat sportu! Zdajesz sobie z tego sprawę?!
-Owszem – pokiwałam głową. – Ale kompletnie mnie to nie interesuje. Stworzyłam to dla Williama, obecnie kończę taki sam dla Oscara. Javi, tego nie można dać dla każdego. Trzeba poprawić parametry, zrobić strój… Strasznie dużo roboty – wstałam. – Poza tym jak przed chwilą powiedziałam zrobiłam to tylko dla chłopaków. Jakbym chciała, żeby wszyscy byli tacy dobrzy to dawno bym sprzedała na to patent – uśmiechnęłam się i wyszłam. Program nie jest na sprzedaż. Jest mój i koniec.


Kończyłem pisać wypracowanie z hiszpańskiego dla Adelle, gdy do pokoju wszedł tato.
-Co tam, młody? – podał mi kubek gorącej czekolady i przysiadł na parapecie. Jak zwykle wziął do ręki ramkę ze zdjęciem mamy, które stało na stoliku nocnym. Miała wtedy dziewiętnaście lat i była już zakochana w tacie na zabój. Zaginęła, gdy miałem cztery lata. Jechała z Londynu do Manchesteru, żeby odwiedzić Sir Alexa Fergusona, legendarnego trenera Czerwonych Diabłów i swojego przyjaciela. Towarzyszyła jej moja siostra, bliźniaczka. Nigdy nie wróciły, bo ich samochód został doszczętnie zniszczony. Nikt nie odnalazł jej ciała, bo ponoć nie można było dopatrzeć się jakiegokolwiek ciała… Nie pamiętam ani jej, ani mojej siostrzyczki Solany. Wychował mnie tato, który został wdowcem. Nigdy nie miał innej kobiety. Kiedyś spytałem dlaczego. Odpowiedział mi wtedy, że mama była miłością jego życia i w kościele, przed Bogiem przysięgał jej miłość i wierność aż do śmierci. Skoro on jej przysięgał, to do jego śmierci. Podziwiam go za wytrwałość. Naprawdę mama musiała być dla niego wszystkim. Nawet nie chcę sobie wyobrażać co się czuje po stracie tej najważniejszej osoby. Do tego doszedł jeszcze ból po stracie córki, która ponoć była wybuchowa jak mama, ale zawzięta jak on. Przypominam mamę tylko z oczu. Ponoć czasem patrzę na tatę jak ona w chwilach, gdy nie wiedziała co zrobić.
-Spotkałem w Manchesterze dziewczynę, która stoi za sukcesami Rooney’a – odłożyłem zeszyt i wziąłem do ręki zielony kubek.
-Którego Rooney’a? – zainteresował się i odstawił ramkę.
-Młodszego przecież. Kai jako obrońca chyba nie ma za wiele do powiedzenia w kwestii zdobywania bramek, co?
-Racja – pokiwał głową. – Ale co masz na myśli mówiąc, że dziewczyna stoi za jego sukcesem?
-Skubana oblicza kąt pod jakim ma kopać piłkę podczas karnych, żeby trafiła prosto w „okienko”! – krzyknąłem podekscytowany.
-Nieźle. Matematyczka? – uśmiechnął się delikatnie.
-Chyba tak. Robi Rooney’owi jakieś dziwne treningi, gdzie on biega po boisku za wyimaginowaną piłką, którą widzi przez specjalne okularki. Mówię ci, niezła jest! A jaki ma cięty jęzor! – roześmiałem się. – Chciała też dowalić Villi, gdy miał za dużo do powiedzenia.
-On się kiedyś doigra – pokiwał głową. – Jakieś wakacyjne plany?
-Plany? Muszę pozaliczać przedmioty i dopiero wakacje – westchnąłem. – Miałeś kiedyś tak, że kochałeś jedną dziewczynę, a nie mogłeś przestać myśleć o drugiej?
-Miałem! – roześmiał się. – Twoja mama była wtedy w dziwnych nastrojach. Raz mnie chciała, a potem też chciała, ale zamordować.
-Chodzę z Adelle i ją kocham, ale… – zawahałem się. – Pocałowałem Liv…
-Chodziłem z taką Cristiną i byłem gotów z nią zamieszkać. Poznałem twoją matkę, pocałowałem i wiedziałem, że to ta – wstał i poklepał mnie po ramieniu. – Nie wiem, czy tak będzie z tobą i Liv, ale nie szarżuj na dwa fronty. Mnie to mało nerwowo nie wykończyło. Gdy zerwałem z Cristiną twoja mamusia mnie przegoniła.
-Czemu? – zdziwiłem się szczerze – Przecież zostawiłeś tamtą dla niej!
-Też myślałem, że będzie zadowolona, ale stwierdziła, że bez dziewczyny nie jestem tak pociągający. Musiałem się nieźle namęczyć, żeby ją zdobyć. Jak widzisz, udało się – uśmiechnął się i wyszedł.
Jemu tak, ale czy mnie się uda? Nie jestem typem Casanowy i nigdy nie zdradziłem Adelle! A miałem wiele okazji, bo przecież zadaję się z Villą, Panem Trzy Z. Zarwać-zaliczyć-zapomnieć. Do tego dochodzi Junior, który wprost lubuje się w kobietach. On z kolei lubi mieć kilka na raz. Jedynie Victor podrywa jakąś, jest z nią przez pewien czas i wymienia na inną. Wszyscy trzej twierdzą, że są młodzi i mają jeszcze masę czasu, żeby się ustatkować. A dziewczyna, której szukają jeszcze ich nie nawiedziła. Według nich powinna być nie tyle piękna zewnętrznie, co piękno powinno bić z jej środka. Nie wiem jak mam to rozumieć. Ponad to powinna kochać piłkę nożną, a najlepiej, żeby z nimi grała. To w ogóle wymiata! Jak żyję takiej nie spotkałem, bo nawet Dori po pewnym czasie traci cierpliwość, wyzywa nas od posranych debili i odchodzi. Jednak moi przyjaciele to nieoprawni optymiści.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz