czwartek, 27 grudnia 2012

Rozdział dwudziesty siódmy

„Nikt nie może uciec przed głosem własnego serca.”

Weszłam na płytę boiska i odetchnęłam głęboko. Wokół mnie panowała niczym nie zakłócona cisza…
-Junior! Ale ja bym chciał jeszcze jedno! – zapiszczał gdzieś Marc Villa. Pewnie, cisza i spokój. Zapomniałam, że jestem w Madrycie, a tu takie słowa zwyczajnie nie funkcjonują!
-Ja mam ci zrobić to jeszcze jedno? Bujaj się ,ty cwelku! – odezwał się Junior i wtedy ich zobaczyłam. Wychodzili na płytę boiska ubrani w stroje treningowe.
-Czyżby Real Madryt zaczynał już treningi? – zawołałam.
-Nie, my tak dla zabawy – odpowiedział Marc, a dopiero potem się rozejrzał. – SOL! – ryknął i zanim się zorientowałam tonęłam w jego objęciach.
-Młoda! – Junior odebrał mnie z jego ramion i pocałował w policzki. – Zajebiście, że jesteś! Na ile? – puścił mnie.
-Jeszcze… – nagle dostrzegłam, że z tunelu wychodzi trzecia postać. Ten sposób poruszania się, ten sprężysty krok… Nico. – … nie wiem – dokończyłam.
-Wolny i swobodny! – wyszczerzył się Junior.
-Ale co? – nie załapał Villa.
-Przestań – westchnęłam.
-Cześć, Sol – przywitał się Nico, gdy do nas podszedł.
-Cześć – mruknęłam.
-Chodź, Marc, pogadamy jak namówić Emily na kolejnego potomka – Junior objął Ville ramieniem i odeszli.
-Kiedy przyjechałaś? – spytał Nicanor.
-Kilka godzi temu – odpowiedziałam i włożyłam ręce do kieszeni obcisłych jeansów, bo nie wiedziałam co z nimi począć. Odkąd wyjechałam na studia nie byłam z Nico sam na sam. Widywaliśmy się na różnych imprezach, ale nie zostawiano nas samych. Nawet na chrzcie małego Adriano Aveiro, gdzie byliśmy chrzestnymi, nie spędziliśmy nawet chwili bez obstawy. Mnie non stop towarzyszyła Jasmine, a teraz? Teraz to pewnie szaleje z Marcelo!
-To dlatego nic nie wiem – pokiwał głową. – Do rodziców mam jechać jutro. Na długo przyjechałaś?
-Nie wiem. Rozważam możliwości pracy, ale nie zdecydowałam na nic konkretnego.
-Może zostaniesz w Madrycie? – uśmiechnął się delikatnie. – Reza mi mówiła, że chcą cię zatrudnić.
-Tak, ale naprawdę nie wiem. Chyba powinnam już iść – zerknęłam na zegarek.
-Wieczorem idziemy do klubu. Może pójdziesz z nami? – zaproponował, a mnie serce zabiło jak szalone.
-To znaczy z kim? – spytałam.
-Alan, Liv, Junior, Gen, Marc, Emily, Tulio, Ella, może Victor z Mariką. To jak?
-Same pary – szepnęłam.
-Jak zawsze – wzruszył ramionami. – To może zabrzmieć głupio, ale… – urwał i przejechał dłonią po twarzy. – Nie ważne.
-Powiedz! – zażądałam i zanim pomyślałam położyłam mu dłoń na ramieniu. Oto dlaczego nigdy nie zostawaliśmy sami!
-Dziesięć lat jestem sam… – szepnął i spojrzał mi uważnie w oczy. – Najpierw straciłem Rosie, ale nic nie mogłem na to poradzić. Potem straciłem ciebie… i wtedy mogłem, ale nie wiem czemu nic nie zrobiłem.
-Nie chciałeś, albo po prostu… – pokręciłam głową i zabrałam rękę. – Zastanowię się z wieczorem – odwróciłam się na pięcie i chciałam odejść, ale chwycił mnie za rękę. Spojrzałam mu w oczy i widziałam tego Nico sprzed pięciu lat. Po przejściach, ale odrodzonego niczym feniks z popiołów. Dał radę sam ze sobą i przede wszystkim dał nadzieję mnie, że moje życie będzie inne.
-Proszę, przyjdź – szepnął.
-Pomyślę – wyrwałam rękę i odeszłam.
Siedziałam na schodach przed domem i bawiłam się z Jasmine. Zabawa polegała na tym, że Jas się bawiła, a ja tępo wpatrywałam przed siebie.
Nagle na podjazd Vazquezów wjechało BMW i wysiadła z niego Ella Bartra w towarzystwie Tulio, młodszego brata Nicanora.
-Ani słowa, Blanco! – warknęła i zamiast wejść do domu ruszyła w moją stronę. – Cześć, Sol – szepnęła i ukryła twarz w dłoniach.
-Wszystko dobrze? – zmartwiłam się. Tulio wszedł do domu i nie zapomniał przy tym trzasnąć drzwiami.
-Nie wiem – wyszeptała. – Kocham go, kocham, kocham, kocham, ale zabije jak psa! – fuknęła. – Wiesz co jest najgorsze? – podniosła głowę i spojrzała na mnie tymi swoimi orzechowymi oczami. – Najgorsze jest to, że wiem, że Tulio jest tym jedynym. Tylko on sprawi, że będę szczęśliwa i tylko on mnie tak zdenerwuje! – warknęła. Odchyliła głowę do tyłu i odetchnęła głęboko. – Nie potrafię bez niego żyć i choćbym go zostawiła to i tak wrócę, choćby nie wiem co! – wstała. – Sorry, że musiałaś patrzeć i słuchać – mruknęła i przeszła przez jezdnię. Pod domem czekał na nią Tulio. Wyciągnął ręce i mocno ją do siebie przytulił. Coś jej powiedział na ucho, a ona się roześmiała.
Ella ma rację… Ona nigdy nie rozstanie się z Tulio, moi rodzice też nie, tak samo Reza z Alvaro. Czemu? Bo wiedzą, że to jest TA miłość. Nic jej nie zniszczy, nic nie zatrzyma. Moi rodzice kochali się chociaż nie widzieli przez czternaście lat.
Najgorsze jest to, że chyba ja z Nico to ta sama historia. Przez pięć lat studiów nie potrafiłam z nikim stworzyć żadnego związku. Zawsze coś mi się nie podobało, coś nie pasowało.
Z Nico mi nie wyszło, może mnie zabrakło cierpliwości, może jemu zrozumienia… Coś się rypło, ale nie sprawiło, że ta magia między nami zniknęła.
-Jas? – zwróciłam się do siostrzyczki. Przeniosła na mnie swoje szafirowe spojrzenie i niedbałym ruchem odgarnęła na plecy blond włoski. – Powinnam iść na imprezę?
-Tak – pokiwała główką.
-Czemu? – zainteresowałam się.
-A czemu nie? – wzruszyła ramionami i wróciła do zabawy. Pewnie, a czemu nie?
Długo nie wiedziałam w co się ubrać. Na luzie czy bardziej oficjalnie?
Jak zawsze z pomocą przyszła mi moja mamusia.
-Nie ważne jak, ważne, żebyś się czuła zajebiście! – uśmiechnęła się radośnie. – Trochę z Rezą nagrzebałyśmy, ale mamy! Kobieta najlepiej czuje się w czymś wyjątkowym i wtedy jest seksowna! – klasnęła w dłonie. – Najświeższe Dolce&Gabbana! – pokazała mi sukienkę w piękne kwiatowe wzory – Do tego standardowe louboutiny – Jas przyniosła mi pudełko ze szpilkami. – Do tego kopertówka od McQueena i bransoletka od Pandory. Ubieraj się! – powiedziała zadowolona i wyszły.
Gdy byłam gotowa, zeszłam na dół.
-Nie wiem… – mruknęłam stojąc przed lustrem w przedpokoju.
-Sis, wyglądasz świetnie! – zawołał Junior od drzwi. – Ana! Twój wnuk na ciebie czeka! – wskazał na słodkiego dwulatka, którego trzymał na rękach.
-Cześć, kochanie! – wzięła go i pocałowała w nos. Malec roześmiał się radośnie, a Jas zaczęła skakać wokół nich.
-Daj mi Adriano! Daj! – piszczała.
-Miłego wieczoru, tatku – zaśmiałam się i wyszłam za Juniorem. – Cris, czemu nigdy nie zostawiasz Adriano ze swoim ojcem? – spytałam, gdy wsiadłam do auta i przywitałam się z Gen.
-To doskonałe pytanie, Rosario! – klasnęła w dłonie. – Kochanie, czemu? – zwróciła się do męża.
-Nie chcę, żeby Irina przebywała z Adriano dłużej niż to konieczne – mruknął. – Powiem to co mówiłem miliardy razy: Irina to nie Reza! Irina nigdy nie okazała mi tyle uczucia co Reza Nicanorowi. A ponoć Irinka też kocha mojego ojca. To co? Kocha tylko jego a ja, chociaż jestem takim samym dodatkiem jak Nicanor do Alvaro, już się nie liczę? A dodam tylko, że zna mnie odkąd się urodziłem, a Reza dowiedziała się o Nico, gdy miał półtora roku! – zdenerwował się.
-Bro, spuść z tonu – poklepałam go po ramieniu. – Moja mama kocha Adriano jak własnego wnuka, a ciebie jak swojego syna. Nie masz o co się spinać.
-To mi nie wyjeżdżać z Iriną! – fuknął i odebrał telefon, który zaczął dzwonić. – Kurwa, Villa! – wrzasnął. – Ty kiedyś się doigrasz, popaprańcu jeden!… Nie wiem… Może najpierw autobusem, potem metrem… Wiesz, ile lat temu ostatnio jechałem komunikacją miejską?… Z dziesięć lat temu!… Najlepiej zamów taksówkę i mnie nie wkurwiaj! Cześć! – rozłączył się.
Gen spojrzała na niego pytająco, a ten tylko machnął ręką.
-Szkoda słów na Villę – pokiwała głową, a ja wybuchłam śmiechem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz