„Gdzie prostota i szczerość, tam kwitnie przyjaźń i radość.”
Dostałam swój stary pokój i aż sapnęłam z zachwytu, gdy tato otworzył przede mną drzwi. Na ścianie nad łóżkiem wisiała ogromna flaga Realu Madryt, na przeciwnej ścianie wisiały ramki ze zdjęciami. Mali chłopcy, małe dziewczynki, piłkarze, ja z Alanem.
Zastanowił mnie jedynie fakt, że łóżko było duże, małżeńskie.
-Nigdy nie chciałaś spać na dziecinnym. – wyjaśnił tato.
-Dzięki! – przytuliłam się do niego i pocałowałam w policzek.
-Młody Rooney czeka pod domem – powiedział, a ja od razu wyszłam. Willie! Z tego wszystkiego całkiem o nim zapomniałam!
-Cześć! – wybiegłam z domu i usiadłam na schodkach obok niego.
-Cześć, Sol! – objął mnie ramieniem. – Co tam? Jak nowa rodzina?
-To nie jest moja nowa rodzina – uśmiechnęłam się. – Czuję się tak jakbym wróciła na swoje miejsce i jest zajebiście! – Nagle z domu z naprzeciwka wyszedł wysoki brunet. Przeciągnął się, a między jego nogami przebiegł mały chłopczyk, a za chwilę następny.
-Fran, Liam! – krzyknął i złapał ich za bluzki z tyłu. – Do samochodu! – wskazał zaparkowane obok terenowe Audi.
-Bawimy się w wojsko? – spytał mniejszy z burzą loków.
-Dokładnie, szeregowy! Odmaszerować do samochodu, bo jedziemy po korki dla was – roześmiał się brunet.
-Tak jest! – zasalutowali i wsiedli do auta. Chłopak spojrzał na mnie a po plecach przeszedł mi dreszcz. Dzieliło nas z pięćdziesiąt metrów, ale widziałam jego niesamowite, niebieskie oczy… To ten koleś, którego widziałam w mieszkaniu Villi!
Uśmiechnął się do mnie delikatnie i poszedł do samochodu.
-Znasz go? – spytał William.
-Tak jakby – mruknęłam.
-Wiesz kto to? – świdrował mnie uważnym spojrzeniem.
-Kto? – zainteresowałam się.
-Nicanor Vazquez – szepnął i dopiero wtedy popatrzyłam mu w oczy. Już nie był dla mnie najważniejszy, już nie był moim kochanym Williamem. Teraz chciałam czegoś nowego, ale jeszcze nie wiedziałam czego… Jednak, gdzieś w głębi serca wiedziałam, że nigdy go nie opuszczę. Nie wiem co musi się stać, żebym odstąpiła od jego boku.
-Nicanor Vazquez i co dalej? – przewróciłam oczami.
-Syn Alvaro Vazqueza i pasierb Rezy Gutierrez. Teraz ci świta?
-Oczywiście, że nie! – prychnęłam. – Nie było mnie czternaście lat! Nie oczekujesz chyba, że wszystko pamiętam!
-Był zajebisty, miał talent, instynkt i to coś… Pięć lat temu odszedł do przedostatniego w lidze Rancingu Santander i nikt nie wie czemu. Nawet jak ktoś wie to nabrał wody w usta, a rodzice doskonale wszystko utajnili. Teraz wraca do Realu i z marszu ma miejsce w pierwszym składzie.
-Jak to? – podskoczyłam gwałtownie.
-Jego matka ma rozległe kontakty w klubie. Jego wyniki są dobre, ale nie tak dobre jak pięć lat temu. Jeśli trafi na kogoś kto pomoże mu wrócić do formy będzie najlepszy… – spojrzał na mnie znacząco.
-Willie! – syknęłam. – Idę na studia informatyczne, nie będę się bawić w żadne treningi i programy – wstałam. – Chcesz czekolady?
-Tak – pokiwał głową i weszliśmy do domu.
Że niby ja mam trenować Nicanora, który nie wiadomo czemu odszedł z jednego z najlepszych klubów i teraz wraca? Nie powiem, że nie zaciekawiło mnie to czemu zniknął. Ciekawość to w końcu moje trzecie imię.
Mama świdrowała mnie uważnym spojrzeniem. Przepytała mnie i ojca dosłownie z wszystkiego. Streściliśmy jej ostatnie czternaście lat najlepiej jak się dało.
-Jaka jest Adelle? – uśmiechnęła się do mnie słodko.
-Fajna. Ładnie się ubiera, zawsze jest zadbana i szykowna – odpowiedziałem niemal automatycznie.
-A Liv Benzema? – nadal się uśmiechała.
-Świetna – też się uśmiechnąłem. – Rozumie mnie jak nikt, mogę z nią pogadać o wszystkim i nigdy się nam nie nudzi. Poza tym często przychodzi na Bernabeu i pomagała mi z matmą.
-Canales – warknęła mama i spojrzała na tatę. – Twój syn robi dokładnie to samo co ty wiele lat temu – westchnęła. – Dlaczego jesteś z Adelle? – spytała mnie.
-Bo… – urwałem. – Bo to najładniejsza dziewczyna w szkole.
-Matko! – przejechała dłonią po twarzy. – Co ja się z wami mam! Alanku, syneczku – chwyciła mnie za ręce. – Możesz powiedzieć, że się wtrącam, ale przywykłam do tego, że z Sol jestem szczera i możemy sobie powiedzieć wszystko… – wzięła głęboki oddech. – Zastanów się czy kochasz Adelle, bo jak nie to każ jej spierdalać i nie marnuj z nią czasu! – wypaliła, a tato wybuchł śmiechem. – Nie znam a ni Liv a tym bardziej Adelle, ale twój ojciec opowiadał mi co nieco o wszystkich.
-Ale… – jęknąłem.
-Javier od zawsze uczył Sol, że może wszystko, ale musi być szczera. Gdy zapytamy wprost koniec kręcenia. Stoi? – popatrzyła na mnie uważnie.
-Stoi – pokiwałem głową.
-Całowałeś się z Liv? – wyskoczyła, a ojciec zachichotał. – Ciastku, opanuj się! – warknęła na niego.
-Tak – westchnąłem. – Wiem co chcesz mi powiedzieć – wstałem i pocałowałem ją w czoło.
-Szczerość bywa trudniejsza od matematyki – szepnął ojciec.
-Ot! Powiedziałeś co wiedziałeś! – prychnęła mama. – Było być takim mądrym jak robiłeś na dwa fronty!
-Ale się opanowałem! – bronił się.
-Cześć! – krzyknąłem i wyszedłem z domu. Udałem się wprost do domu Moraty i na moje szczęście w ogrodzie opalała się Adelle.
-Nie umawialiśmy się! – zawołała na mój widok.
-Wiem – kucnąłem obok niej. – Chcę ci tylko coś powiedzieć – westchnąłem.
-Nigdzie dziś z tobą nie wychodzę, bo jakbyś zapomniał za kilka dni jest gala w Barcelonie i muszę się prezentować najlepiej, więc chodzę do kosmetyczki i mam za dużo na głowie – powachlowała się dłonią, a mnie opadły klapki z oczu. W momencie, gdy poprosiłem ją o chodzenie Bóg mnie opuścił! Gdzie wtedy byli moi cudowni przyjaciele? Gdzie?!
-Na tą galę nie pójdziemy razem – wyprostowałem się.
-Chyba kpisz! – prychnęła. – Muszę z tobą iść, bo tam będzie masa fotoreporterów! – fuknęła i też wstała.
-Nie obchodzą mnie takie rzeczy – syknąłem. – Nigdzie już razem nie pójdziemy i skończy się żerowanie na mnie! Koniec, Adelle. Zrywam z tobą! – powiedziałem i jakby ogromny kamień spadł mi z serca.
-Co?! – zbladła. – O czym ty mówisz?!
-Nie udawaj, że nie słyszałaś, bo czego jak czego, ale brudu w uszach nie masz. Cześć! – syknąłem i udałem się do swojego samochodu. Dzięki Ci, Boże, że oddałeś mi matkę, która mnie otrzeźwiła zanim zmarnowałem sobie życie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz