„Nic nie ma sensu, jeżeli nie angażuje naszego ciała i umysłu. Przygoda spotyka nas wtedy, kiedy się w nią rzucimy.”
Usiadłam błyskawicznie i spojrzałam na wchodzącą do pokoju mamę.
-Mów – podała mi kubek.
-W ile zakochałaś się w tacie? – mruknęłam i upiłam łyk.
-My nie jesteśmy zbyt dobrym przykładem. Najlepszym związkowym wzorem jest Iker z Sarą, chociaż może Cristiano z Iriną też. O! Karim jest we wzorowym związku.
-Mamo! – fuknęłam.
-Całowałam się z twoim ojcem już tego samego dnia, którego się poznaliśmy – spuściła głowę. – Ponoć w piłkarskim świecie miłość rozwija się szybko, żeby mieli czas na grę w piłkę.
-Jadę z Nicanorem i Juniorem do Barcelony – wypaliłam.
-O nie! – jęknął ktoś od drzwi. Spojrzałam tam i dostrzegłam Rezę Gutierrez.
-Czemu nie? – zdziwiła się mama.
-Podoba ci się Nico? – spytała Reza i usiadła na parapecie. Nic nie odpowiedziałam, ale nie zniechęciło jej to. – Od wczoraj jest jakiś dziwny. Chodzi i się uśmiecha, dziś rano gotował coś z Alvaro i mnie wygonili. Oczywiście mówił nam, że wyjeżdża na kilka dni do Barcelony, ale nie powiedział z kim.
-Co ty pierdolisz? – westchnęła mama.
-Tak jak dla ciebie szybko rozwijające się uczucie to coś naturalnego, tak dla Vazqueza Barcelona jest naturalnym miejscem do miłości! – syknęła, a mama zakryła sobie usta dłonią.
-Chcesz mi powiedzieć, że… – spojrzała na mnie.
-Nie wiem, ale moja miłość do Alvaro zaczęła się w Barcelonie. Nicanor od pięciu lat nikogo nie miał na stałe.
-Reza, ale skąd wiesz, że Sol nie będzie kolejną do zabawy? – szepnęła mama, a mnie zrobiło się zimno.
-Dosyć! – podskoczyłam jak oparzona. – Dajcie na luz, co? Jadę tam na wakacje, do towarzystwa. Przecież kocham Juniora, a Nico bardzo lubię.
-Kłamstwo! – powiedziały jednocześnie.
-Idiotki! – fuknęłam i wyszłam z pokoju. Co z tego, że chcę Nico? Jadę z nim na wakacje i już! To nie znaczy, że musi się coś stać…. Ale może.
Wieczorem byliśmy w mieszkaniu Vazquezów w Barcelonie. Lecieliśmy prywatnym samolotem należącym do matki Nicanora. Junior od razu wyszedł, a ja skierowałam się na taras. Oparłam się o balustradę i wpatrywałam w panoramę miasta. Było piękne.
-Co tam? – obok mnie pojawił się Nico.
-Wierzysz w przeznaczenie? – spytałam i oparłam głowę na jego ramieniu. Objął mnie w pasie i cicho westchnął.
-Muszę – szepnął w moje włosy.
-Musisz? – zdziwiłam się.
-Jestem dzieckiem z przypadku, jednego razu i to od razu udanego. Tylko nie nazwałbym tego przeznaczeniem, a Bożym planem.
-Mówisz jak mój tato – uśmiechnęłam się delikatnie i odwróciłam do niego twarzą. – Idziemy na imprezę?
-Idziemy – pocałował mnie delikatnie. – Gdzie?
-W miasto. Znasz Barcelonę?
-Równie dobrze jak Madryt. Tu się urodziłem – puścił mnie i poszłam się przebrać. To, że nie lubię chodzić w szpilkach nie znaczy, że nie umiem.
Wystroiłam się w zwiewną sukienkę, granatowe szpilki, torebkę tego samego koloru i zegarek.
Zadowolona stałam w przedpokoju i poprawiałam swoje rozpuszczone włosy.
-Pięknie wyglądasz – pocałował mnie w ramię i wyszliśmy. Nie udaliśmy się daleko, bo za rogiem była przytulna knajpka. Przygaszone światła, świece na stolikach.
Usiedliśmy na wygodniej kanapie i zamówiliśmy lampkę wina.
-Nie takiej imprezy oczekiwałam – szepnęłam i dyskretnie się rozejrzałam. Wokół były same pary!
-Bo to nie impreza – wziął do ręki kieliszek. – To randka – puścił mi oczko, a mnie momentalnie zrobiło się słabo. Randka? RANDKA?!
-Co? – szepnęłam i wypiłam spory łyk wina.
-Nie lubię owijać w bawełnę, Sol – odstawił kieliszek i przysunął się bliżej. – Nie zabrałem się tu bez przyczyny. W sumie jest kilka powodów – uśmiechnął się czarująco, a mnie serce zaczęło walić jak szalone. – Nie chcę, żebyś opuszczała Madryt to po pierwsze. Przyznam się, że, gdy usłyszałem o twoim talencie chciałem cię tu zatrzymać za wszelką cenę i zmusić, żebyś mnie trenowała, ale po tym mini meczu, gdzie cię poharatałem… Zmieniłem zdanie – odgarnął kosmyk z mojego policzka. – Byłaś tak naturalna i urzekająca, gdy się buntowałaś, że postanowiłem cię poznać bliżej. Teraz nie chcę, żebyś wyjeżdżała z Madrytu, bo mi się podobasz. Podobasz jak nikt od bardzo dawna – zaczął całować mnie po szyi, a jego dłoń spoczęła na moim udzie i delikatnie je masowała.
-Mam postawić wszystko na jedną kartę i zostać w mieście, którego nie znam dla faceta, którego też prawie nie znam? – szepnęłam.
-Mieście, które kochasz i faceta, którego… – urwał i mnie pocałował. Faceta, którego pokocham, dokończyłam w myślach i objęłam go ramionami za szyję.
-To szaleństwo – mruknęłam patrząc w jego niebieskie tęczówki.
-Szaleństwo jest piękniejsze od rozumu bo pochodzi od Boga, rozum zaś, od człowieka. Platon – uśmiechnął się słodko.
-A co tam, raz się żyje! – przytuliłam się do niego. – A tak w ogóle to jaką sprawę do załatwienia miał tu Junior?
-Ładną – zaśmiał się. – Cholernie wredną i pyskatą.
-Możesz jaśniej? – zmarszczyłam czoło.
-Gen Messi. Jedno jest pewne: jeżeli Junior zbliży się do niej jeszcze raz to stary Messi padnie na zawał – zaczął mnie całować po szyi.
-Czekaj, czekaj… – odsunęłam go trochę od siebie. – Jak to znowu? – popatrzyłam mu w oczy.
-Cztery lata temu jakiś dziwnym cudem, a raczej rozgarnięciem Marca – przewrócił oczami. – Junior wylądował z nim na obozie sportowym, gdzie prym wiodła Gen Messi i Emily Pique. One miały po piętnaście lat, ale uwierz mi, nie wyglądały na tyle, zwłaszcza Gen. Miała wtedy na pieńku z ojcem… – urwał. – W sumie to ona zawsze ma z nim na pieńku, ale mniejsza z tym – cmoknął mnie w usta, a ja się uśmiechnęłam. – Junior ją rozdziewiczył.
-Co? – drgnęłam gwałtownie.
-Przespał się z nią, albo ona z nim, w sumie na jedno wychodzi – wzruszył ramionami. – Potem każde rozjechało się w swoją stronę i zaczęła się wielka wojna. Widywali się co jakiś czas i non stop sobie odjeżdżali. Junior kiedyś taki nie był, nie bawił się tak dziewczynami i nie spędzał wolnego czasu na podrywie i seksie. Wszystko się zmieniło po tym obozie. Victor do mnie dzwonił i mówił, że jak Junior się nie uspokoi to on oszaleje.
-Uspokoił się? – szepnęłam zaciekawiona.
-Nie, Victor poszedł z nim w tango. Błyskawicznie dołączył Villa i zaczęły się tańce-hulańce. Ogarniali się tylko na czas, kiedy przyjeżdżałem do Madrytu.
-Gen złamała Juniorowi serce, co? – westchnęłam.
-I teraz albo chce się zemścić, albo…
-Ją odzyskać – weszłam mu w słowo. – Co myślisz?
-Wszystko zależy od tego jak go potraktuje. A teraz to my zatańczymy! – wstał i wziął mnie za rękę.
Wróciliśmy do domu po drugiej w nocy, po długich tańcach i namiętnych pocałunkach. Chyba nie byłam nigdy szczęśliwa. Nawet odnalezienie taty i Alana nie dało mi tyle radości, co dotyk ciepłej dłoni Nico…
Leżąc w łóżku i wpatrując się w sufit zdałam sobie sprawę, że zakochałam się w ciągu kilku dni. Chociaż może nie? Spodobał mi się bardzo już, gdy zobaczyłam go u Villi, a potem nie mieliśmy czasu się poznać.
Rany, zakocham się! Zakochałam w Nicanorze Vazquezie…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz