czwartek, 27 grudnia 2012

Odcinek dwunasty

„Ludzie mogą odejść z życia, ale nie pamięci.”

Gdy William wrócił z testów był zmęczony, więc od razu poszedł spać. Wzięłam laptopa i usiadłam na wygodnych fotelach w ogrodzie. Na zielonej trawie obok spał Cecil. On nigdy nie ma problemów z zasypianiem. Ponoć ktoś kto nie ma zmartwień zasypia od razu. Szkoda, że ja tak nie mam.
Nie mogłam się skupić na programie dla Oscara. W głowie ciągle tłukło mi się pytanie: A co jeśli jestem siostrą Alana? Wszystko zgadzało się aż nazbyt dobrze. Miałam tyle lat co on, urodziłam się tego dnia co jego domniemana siostra, w mojej przypominajce była Solana, moja mama straciła pamięć czternaście lat temu, a jego wtedy zginęła. Dodatkowo na Bernabeu czułam się jak w domu i miałam wrażenie, że znam wszystkich piłkarzy! Niby zwykły zbieg okoliczności, ale nurtuje mnie życie mojej mamy sprzed utraty pamięci. Kim była? Co robiła? Gdzie żyła? Czy miała więcej dzieci?!
-Cześć. – Z domu wyszedł Junior i podszedł do mnie – Mogę? – wskazał na wolny fotel.
-Tak. Pogadamy? – zamknęłam laptop i odstawiłam go na stolik.
-O czym? – uśmiechnął się ciepło, a mnie znowu nawiedziła myśl, że skądś to znam!
-Cris… – mruknęłam, a on drgnął. – Co jest?
-Siostra Alana tak do mnie mówiła. Pamiętam, bo jestem od niego starszy pięć lat – wyjaśnił.
-Jaka była tamta Sol? – szepnęłam i spojrzałam na konary drzew delikatnie kołysane podmuchami wiatru.
-Pewna siebie, pyskata. Zawsze dostawała co chciała. Odkąd nauczyła się mówić, a nastąpiło to o wiele później niż pierwsze kopnięcie piłki, powtarzała, że nazywa się Sol Rosario, bo tak jak Cristiano Ronaldo będzie używać tylko imion. Ana się śmiała, że nie potrafi zdecydować, które nazwisko chce nosić… – urwał. – Naprawdę jesteś do niej podobna, a zwłaszcza z daleka, gdy idziesz w sportowych ciuchach. Ana kochała dresy, ale uwielbiała też szpilki.
-Dużo o niej wiesz – zauważyłam.
-To moja matka chrzestna – uśmiechnął się słabo. – Była dla mnie jedną z najważniejszych osób na świecie. Wiesz, nie mam matki, a Irina to na zawsze będzie tylko Irina. To Ana siedziała przy mnie, gdy byłem chory i zawsze miała dla mnie czas. Traktowała mnie na równi z Alanem i Solaną. Byłem jej kochanym Juniorkiem – wyszczerzył się radośnie.
-Jesteście taką wielką rodziną. To cudowne. Mój ojczym nie chciał, żebym miała coś wspólnego z piłką nożną – westchnęłam.
-Kim jest? – zaciekawił się.
-Obecnie komentatorem sportowym, a kiedyś piłkarzem. Chicharito, może kojarzysz?
-Pewnie! – podskoczył – Genialny człowiek! To naprawdę twój ojczym?
-Naprawdę – uśmiechnęłam się. – Doprowadza mnie do szewskiej pasji, ale go kocham. Nie znam swojego ojca i Javier mi go zastępuje.
-Ja nie znam swojej matki i Irina nigdy mi jej nie zastąpi. Anie kiedyś dobrze szło – westchnął. – Jesteś z Rooney’em?
-Nie! – zaprzeczyłam gwałtownie. – Coś ty! Tylko się kumplujemy. Willie to mój przyjaciel i tyle. Znamy się od dziecka, a mam taki dziwny charakter, że nigdy nie miałam przyjaciółki. To nie jest za normalne, co? – zaśmiałam się.
-Moja siostra też nigdy nie miała, bo każdej odbijała chłopaka – wzruszył ramionami. – Chociaż z Liv Benzemą jakoś się dogaduje. Musisz ich wszystkich poznać. Zamieszkasz w Madrycie jak Rooney przejdzie?
-Nie wiem. To dość skomplikowane pytanie. – Nagle poczułam jak mój telefon zaczął dzwonić.  – Muszę odebrać, bo to mama – mruknęłam i odeszłam kawałek.


Leżałem na kanapie w salonie Benzemów i grałem z Karimem na PlayStation. Liv pomagała siostrze, a mnie się nudziło. Tato był u dziadków w Santander, więc dom był pusty. Villa pewnie zbierał się po naszej akcji pijąc gdzieś z Casillasem, Nicanor pojechał do domu, a z tego co pamiętam Junior postanowił odwiedzić swój rodzinny dom, gdzie niby jeszcze mieszkał. Posiadał swoje mieszkanie, gdzie głównie przebywał, ale od czasu do czasu nocował na starych śmiechach. Głównie po to, żeby spotkać się z Vazquezem, który mieszkał kilka domów dalej.
-Kurcze, niezły jesteś – mruknąłem, gdy po raz kolejny Francja Karima wpakowała mojej Hiszpanii gola.
-Cienki jesteś młody. Za grosz talentu, Sergio potrafi grać, a Ana nadrabia sprytem. Zapyta mnie o to, połaskocze, zagapi się – zaśmiał się. Wujek jako jedyny nigdy nie zwątpił, że mama żyje. Tato twierdzi, że tylko dlatego nie zwariował po stracie swojej ukochanej Annabelle. Ponoć byli najlepszymi przyjaciółmi i chociaż Karim najpierw ją ostrzegał i mówił, że ma do niego nie przychodzić jak coś się stanie to i tak przyjmował ją z otwartymi ramionami, gotowymi na hektolitry łez.
-ALAN! – wrzeszczała z przedpokoju Dori. – Muszę go mieć! – wpadła do salonu.
-Kogo? – zdziwiłem się.
-Rooney’a  – usiadła obok mnie i bez pytania odebrała mi joystick. – Jest mega przystojny i mieszka ze mną pod jednym dachem! – ekscytowała się. W tym czasie Benzema wpakował jej kilka piłek do bramki, ale nie specjalnie się tym przejęła. Bo niby czym? Ona jest Portugalką!
-A on nie jest z tą swoją trenerką? – zainteresował się Karim.
-Junior twierdzi, że Sol traktuje go jak przyjaciela, a on ją kocha – pośpieszyłem z wyjaśnieniem.
-Może Junior ostrzy sobie na nią zęby – zadumała się Dolores.
-Chyba coś innego – wybuchł śmiechem Benzema.
-Victor ją sobie zamówił, ale na zasadzie starszeństwa dostał ją Nicanor – odpowiedziałem spokojnie. – To Marc miał na nią ochotę, ale w Manchesterze chciała mu porachować kości. Skubana zna karate.
-Zachowujecie się jak dzieci. Zamawiacie sobie dziewczyny, musicie zaliczyć każdego chłopaka w drużynie. – Karim zmierzył Dori karcącym spojrzeniem. – Poza tym nie ma pewności, że William do nas dołączy.
-Dołączy. Tato mi tak powiedział – uśmiechnęła się wielce zadowolona. – Rooney będzie mój zanim się obejrzycie.
-Sądziłem, że jest zakochany w swojej trenerce – wtrącił Benzema. Teraz to Dori zmierzyła go morderczym spojrzeniem.
-Nie ma takiego wagonu, którego nie da się odczepić – syknęła. – Ta Sol nie jest dla mnie żadnym zagrożeniem. Bo jak zauważył Alan, zamówił ją sobie Vazquez… Widziałeś jak na siebie spojrzeli? – zatarła ręce z uciechy. – Zdziwię się jak nie pójdą do łóżka.
-Nie mierz wszystkich swoją miarą – odparował jadowicie Benzema.
- Skąd możesz to wiedzieć, że nie będzie zagrożeniem? Trzeba umieć docenić swojego przeciwnika – droczył się z nią, a ja pozostawałem biernym słuchaczem.
-Bo wiem! Nigdy żadna laska nie stanęła mi na drodze! A tym bardziej żadna Sol nie stanie! – fuknęła zła.
-Nadal jesteś zazdrosna o Solanę? – zdziwiłem się. – Przecież jej już nie ma od tylu lat.
-Ale Sol była charakterna i cała drużyna by ją uwielbiała nie za to, że każdemu zrobiła dobrze, ale za to jaka jest – powiedział złośliwie Karim. – Nie musiałaby się przed każdym wypinać. Nawet ciebie nie oszczędziła chociaż jesteś jej „przyjacielem” – warknął. Oszczędziła, bo nigdy nie spałem z Dori. Co prawda puściliśmy taką plotę, ale tylko my dwoje znaliśmy prawdę. Nie przespałbym się z dziewczyną, która potrafiła mnie zrozumieć. Poza tym to Dori, moja kumpela.
-Zapomnij o Sol i Anie! – warknęła. – Nie ma ich, ale nie wiedzieć czemu pamięć o nich jest wśród nas ciągle! Nawet we własnym domu mój ojciec spokojnie nie zje śniadania jeśli nie wspomni jak pyszną czekoladę robiła Annabelle! Nawet Junior mnie tym wkurwia! Ciągle powtarza jakie to Sol miała cela! Nie były nikim ważnym, żeby czynić je bohaterkami!
-Były. Kochały Real całym sercem, kochały ludzi za to jacy są, a nie co mają między nogami i ile mają w portfelu – odpowiedział spokojnie Karim. – Tylko ty jesteś głupio zazdrosna o to, że Junior bardziej kochał Sol i to do niej mówił „sis”. Ty nawet nie możesz mówić do niego „Cris” i „bro” tak jak to robiła Solana – uśmiechnął się wrednie i wstał. – Nigdy nie będziesz Sol, choćbyś nawet nagle zaczęła grać w piłkę. Poza tym Mourinho nigdy nie pozwoli ci mówić do siebie „Mou”.
-Sol była tylko jedna – szepnąłem.
-I co z tego?! – prychnęła i wyszła.
-Jak można być zazdrosnym o kogoś kto zniknął tyle lat temu? – wzruszył ramionami Karim. – Dodatkowo ona miała tylko cztery lata. Kto by pomyślał, że w tak małym ciałku może być tyle nienawiści?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz