„Zrozumieć można i za setnym razem, ale odczuć – tylko za pierwszym.”
Mama wydzwaniała do mnie kilka razy, tak samo tato i Alan. Jakoś nie miałam ochoty z nimi rozmawiać. Sama czułam się dziwnie. Chciałam znaleźć ojca, mieć chłopaka, być samodzielna i nie słuchać Javiera… Teraz nagle dostałam to wszystko i… Brakowało mi zrzędzenia Javiera, naszych przepychanek, uśmiechu Williama z Oscarem, a nawet okropnej pogody w Manchesterze. Z ojcem łączy mnie niewiele. Nie znam go, ale kocham. Kocham bo jest moim ojcem, ale chyba głównie dlatego, że mama w końcu jest sobą. Wie jak się nazywa i wie o sobie wszystko. To fascynujące jak szybko wszystko sobie przypomniała u jego boku. Do nowego życia, tak w bonusie, dostałam brata. Rozmawiam z Alanem, dogadujemy się dobrze, ale jakoś do Juniora mi bliżej. Mam też swoje mieszkanie i jestem samodzielna. To chyba najlepiej dla wszystkich. Nie wiem, czy nie cięłabym się z tatą albo Alanem.
-Powinnaś odpocząć – szepnął Nico. Spojrzałam mu w oczy, które pozbawione były wszelkich emocji.
-Nie zostawię cię – mruknęłam.
-Nic mi nie będzie, a nie mogę opuścić Juniora. Jest moim przyjacielem, był ze mną w trudnych chwilach… Był ze mną nawet w Santander. Wracaj do mieszkania, odpocznij i jedź do domu. Mam nadzieję, że pojawimy się za kilka dni. – Wstał i podał mi klucze. Popatrzył na mnie smutno i odszedł korytarzem. Czy tak zachowuje się facet, który też się ponoć we mnie zakochał? Wiem, że mam zerowe doświadczenie w miłości, ale obecnie poczułam się bardzo dziwnie. Oddałam mu się, zaufałam mu, a on… Odsyła mnie do domu.
Niewiele myśląc wstałam i wyszłam. Jednak nie udałam się do Madrytu, ale do Manchesteru. Sam powiedział, że mam jechać do domu. Domu, czyli do kogoś kto mnie zrozumie, do Javiera.
Usiadłam na krześle w kuchni i smutnym wzrokiem omiotłam pomieszczenie. Spędziłam tu wiele dobrych i złych chwil… To właśnie ten dom mogłam nazwać swoim DOMEM, chociaż moja mama i Javier nie są razem, a mama jest szczęśliwa z tatą. Wszystko cudnie i pięknie się skończyło, ale mnie jakoś nie jest dobrze.
-Co jest? – Javi podał mi szklankę mleka i popatrzył na mnie troskliwie. Widząc jego brązowe oczy wiedziałam, że jak zawszę mogę na niego liczyć, ale różnica polega na tym, że nie ważne co powiem on zawsze będzie mnie wpierał. Przeszliśmy z relacji wredna pasierbica kontra głupi ojczym na stosunki przyjacielskie.
-Zakochałam się – szepnęłam.
-Domyślam się, że nie chodzi o Williama – mruknął.
-Cieszyłbyś się jakby to był on? – spytałam.
-Znam go od zawsze, jest godny zaufania, a… – urwał.
-Gdybym zakochała się w Williamie wszystko byłoby prostsze – westchnęłam ciężko – Willie mnie zna, rozumie i kocha. A z Nicanorem nie wiem jak jest. Może traktuje mnie jak zabawkę? Może po prostu próbuje ułożyć sobie życie, ale specjalnie się nie przejmie jak mu ze mną nie wyjdzie? – wzruszyłam ramionami. – A mnie naprawdę zależy, Javi…
-To czemu jesteś ze mną a nie z nim? – zdziwił się.
-Słyszałeś o wypadku Gen Messi i Emily Pique? – pokiwał głową. – Juniorowi zależy na Gen, młody Villa chodzi z Emily, a Nico przyjaźni się z obydwoma. Nie może ich zostawić w takiej chwili… Mam tylko wrażenie, że Nico nagle mnie odepchnął. Kazał mi wracać do domu i powiedział, że przyjadą za kilka dni.
-To wracaj do Madrytu – pogłaskał mnie po głowie. – Twoja mama zawsze uważała, że w życiu trzeba stawiać przede wszystkim na miłość.
-Tęsknisz za nią? – szepnęłam.
-Bardziej za tobą – puścił mi oczko. – Anna… – urwał – Ana – poprawił się. – To była miłość przyjacielska, która żyła i opierała się głównie na tobie. Teraz widzę to doskonale.
-Kocham cię, Javier – przytuliłam się do niego.
Leżałam na trawie w ogrodzie rodziców i wpatrywałam się w błękitne niebo. Na moim brzuchu słodko spał Cecil i cały świat miał centralnie w… gdzieś. Podobnie jak ja.
-Cześć – obok mnie położył się William i złapał mnie za rękę. Odruchowo ją wyrwałam i zajęłam się głaskaniem Cecila, który mlasnął słodko i dalej spał. – Sol, co jest? – Willie oparł głowę na łokciu i spojrzał na mnie uważnie. – Wracam do Manchesteru. Widocznie Reza tak długo truła Mourinho, że zdecydował się na Vazqueza.
-Szkoda… – szepnęłam, ale na niego nie spojrzałam.
-Twoje „szkoda” oznacza, że tu zostajesz? – mruknął. – Jesteś z Vazquezem? – spytał, ale to pytanie zawisło nad nami jak topór. Nie musiałam odpowiadać, bo Willie znał odpowiedź. Wyczytał ją ze mnie, bo znaliśmy się doskonale. – Kochasz go?
-Chyba tak – pokiwałam głową.
-A on ciebie?
-Nie wiem, ale Javi mówi, że powinnam zaryzykować, postawić wszystko na jedną kartę.
-A jak nie wyjdzie?
-To wtedy będę się martwić.
-Zawsze możesz na mnie liczyć – pocałował mnie w policzek i wstał. – Zawsze będziesz moją malutką Sol, która mocno kocham.
-Ja ciebie też – uśmiechnęłam się ciepło.
Przez te dni, kiedy trwałam w zawieszeniu i czekałam na Nico, mieszkałam u rodziców. Fajnie było popatrzeć jak się kochają, a do tego jak mama beszta tatę, jak tato ją przedrzeźnia, jak Alan się słucha Liv i jak Liv go kocha.
Samochód Nicanora zaparkował pod domem Vazquezów w piątek wieczorem, ale Nico nie dał znaku, że wrócił. O tym dowiedziałam się od Alana, który oznajmił mi, że idą w sobotę na imprezę. Bardzo mi miło, że mój „chłopak” mnie zaprosił. Mam już dość tej Hiszpanii, Hiszpanów i wszystkiego. Potrzebuję czegoś całkiem innego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz