czwartek, 27 grudnia 2012

Rozdział dziewiętnasty

Pocałunek wymyślili mężczyźni, aby kobiecie nareszcie usta zamknąć.” 
 
Dni mijały mi w spokoju i błogim lenistwie. William ostro trenował i ciągle mi brzęczał jak to brakuje mu deszczowej pogody Anglii. Wkurzał mnie tym, ale nie tylko tym. Jego dama, czyli Dolores, pojechała z rodzicami i Juniorem na Maderę. Rooney zamiast posiedzieć ze mną, pogadać i powydurniać się jak dawniej to on wolał trenować! W mieście była okropna nuda. Alan zabrał Liv do Santander i nie było ich od tygodnia. Junior wywalił do rodziny, Marc też był u rodziny. Victor rozbijał się na Ibizie, a ja? Siedziałam w swoim nowym mieszkaniu i mówiłam do Cecila, który miał mnie w nosie! A właśnie! Mieszkanie dostałam od Javiera. Miało trzy duże sypialnie, ogromny salon, jadalnię, kuchnię, cztery łazienki i wielki taras! Położone było w samym centrum Madrytu i miałam z niego widok na Bernabeu. Niedaleko mieszkał Junior, który bardzo cieszył się, że będę pod nosem. Proponowałam Alanowi, że oddam mu jeden pokój, ale się nie zgodził. Wszystkie rachunki wziął na siebie tato, a mama zaczęła coś mruczeć, że powinnam je sama utrzymać. Na szczęście nie dał jej dojść do słowa. Zachwycają mnie, bo nie widzieli się czternaście lat, a zachowują się jakby nigdy nic się nie stało. Wcale się nie zdziwię jak pewnego dnia oznajmią nam, że spodziewają się dziecka. To byłoby coś! Mała siostra albo brat!
Wyszłam z domu i udałam się na Bernabeu. Teraz tam trenują nowi piłkarze, albo ci, którym się nudzi. Zaznaczmy, ze Rooney mieści się w obu tych grupach.
Usiadłam na ławce trenerskiej obok Mou i wyciągnęłam przed siebie nogi obute w niebieskie adidaski. Czarną bluzę zasunęłam po samą szyję i westchnęłam cicho.
-Czemu tylko oni? – Mou zerknął na mnie spod oka. Na boisku ćwiczył tylko William i ten przystojniak, od którego nie mogłam oderwać oczu.
-Przygotowuję ich do nowego sezonu. Sprawdzam, który jest lepszy.
-Który? – mruknęłam.
-Sądzisz, że powiem to cudownie odnalezionej córce Sergio Canalesa?
-Ta cudowna córka jako jedyna mówiła do pana, Mou – przewróciłam oczami.
-William jest doskonały technicznie, czego z kolei czasem brakuje Nicanorowi…
-Ale? – przerwałam mu.
-Technika i nauczone na pamięć zagrywki to nie wszystko. Vazquez ma instynkt, ale brakuje mu ogrania.
-Gdyby pan musiał wybierać to kogo by pan wybrał?
-Jestem za stary na ryzykowanie. Rooney jest lepszy, ale nie wpasowany w hiszpańską piłkę i drużynę. Z kolei Nicanor zna grunt i ma tu kumpli, ale nie ma takiej regularności. Gdyby grał w Racingu ciągle jak William w United to wybór byłby prosty. Rooney, zadowolona?
-Słyszałam, że to Vazquez ma dostać z marszu miejsce w wyjściowym składzie.
-To co słyszysz to jedno, a to co mówię to drugie. Rosario – klasnął w dłonie – Korki masz?
-Mam – pokiwałam głową i wskazałam czarne buty, które leżały na fotelu.
-Wskakuj w nie. Chcę zobaczyć co potrafisz – puścił mi oczko.
-Dostanę miejsce w jedenastce? – zaśmiałam się.
-Dawaj! – uśmiechnął się.
-Potrafię wiele, ale brakuje mi sprawności piłkarza – szybko zmieniłam obuwie i podskoczyłam kilka razy w miejscu.
-Ograsz Rooney’a? – wstał i spojrzał na mnie uważnie.
-Bez problemu. Przecież sama go szkoliłam! – prychnęłam.
-Vazqueza? – spojrzałam na chłopaka stojącego obok Williama. Może i był gdzieś w jakimś programie, ale nie pamiętam go w ogóle.
-Nie – pokręciłam głową..
-Spróbuj! – poklepał mnie po plecach. Zmrużyłam oczy i podeszłam do dwóch piłkarzy.
-Cześć – uśmiechnęłam się, ale patrzyłam tylko na nieznajomego. Aż trudno w to uwierzyć, bo jeszcze miesiąc temu liczył się tylko William. – Sol Rosario – wyciągnęłam dłoń.
-Nicanor Vazquez – uścisnął ją, a mnie po plecach przeszedł dreszcz. Niebieskie oczy świdrowały mnie uważnie i widziałam w nich delikatny figlarny błysk. Zupełnie jakby dopiero od niedawna go używał.
-Grasz z nami? – spytał William i podbił piłkę.
-Gram – odebrałam mu ją i odbiegłam kawałek. Doskonale zdawałam sobie sprawę z faktu, że do piłki nożnej to ja mam głowę, a nie nogi. Mogę im powiedzieć jak kopnąć, wycelować i wszystko, ale sama nie zrobię tego tak dobrze jak oni. Brakuje mi tej zwinności.
-To o ciebie tak zajadle walczył Villa? – Nicanor szedł w moją stronę powoli, niemal się skradał.
-Walczył? – zdziwiłam się i szłam powoli do tyłu z piłką u nogi.
-Nie mógł przeżyć, że mieszkasz u Ronaldo i jesteś z Rooney’em – wyjaśnił.
-Nie jestem z Rooney’em! – oburzyłam się, a kątem oka widziałam jak Willie drgnął. Szedł kilka kroków za Hiszpanem i wpatrywał się we mnie uważnie. – A poza tym Alan mi mówił, że Marc jest teraz z Emily Pique.
-Fabregas – uśmiechnął się szelmowsko i coś przekręciło mi się w żołądku.
-Co? – zmarszczyłam brwi.
-Ma na nazwisko Pique Fabregas, ale nienawidzi drugiego nazwiska. Jej rodzice zaliczyli wpadkę po jakiejś ostrej imprezie… W sumie to nie wiem co ona ma do Fabregasa – wzruszył ramionami.
-NICANOR, JAK BĘDZIESZ SIĘ DALEJ TAK CZAIŁ TO MECZE BĘDZIESZ OGLĄDAŁ Z ŁAWKI!!! – zawołał Mou.
-Wybacz, piękna – skłonił się i znalazł się przy mnie w ułamku sekundy. Zdążyłam zrobić unik i zarył butami w trawę obok mnie.
-Złap mnie – zaśmiałam się i pobiegłam w kierunku bramki. Kątem oka dostrzegłam, że William pędzi równo ze mną, ale nie wyglądał jakby chciał grać ze mną. Dopadł mnie szybciej niż Vazquez i odebrał mi piłkę, zrobiłam fikołka i próbowałam podstawić mu nogę, ale w tym czasie poczułam przeszywający ból w lewej ręce. Krzyknęłam i zobaczyłam tylko jak chlusnęła krew.
-Cholera! – Nicanor błyskawicznie znalazł się obok mnie. – Przepraszam, ale wyciągnęłaś się tak, że trudno było przeskoczyć – zdjął z siebie koszulkę i owinął mi nią rękę. Jęknęłam cicho, ale bynajmniej nie z bólu. Przed oczami pojawiła mi się boska klatka piersiowa o idealnie wyrzeźbionych mięśniach. Nie wyglądał jak kulturysta, wyglądał jak ideał! Mógłby zostać modelem!
-Wow – szepnęłam i dotknęłam jego torsu. Macanie Williama czy Oskara to nic w porównaniu z tym. To był prawdziwy FACET, a nie mój przyjaciel.
-Widzę, że chyba zahaczyłem głowę – zaśmiał się i wziął mnie na ręce. – Dobrze się czujesz?
-Boli i zaraz zacznę robić głupie rzeczy – mruknęłam i z błogością wdychałam jego zapach. Wiele razy wąchałam spoconych chłopaków po treningu, ale woń, którą wydzielał z siebie Vazquez… Mamusiu! Mogłabym się na niego rzucić i… No i tego, nie wiem co byłabym w stanie z nim zrobić.
-Wjechałeś w jej dłoń jak w masło! – fuknął Mou, gdzieś po prawej stronie. Kołysana rytmicznym krokiem Nico zapadałam w drzemkę. Ręka robiła mi się coraz cięższa, a biała koszulka zaczynała się robić bordowa. – Głęboko?
-Trzeba zszyć – szepnął, ale na te słowa się ocknęłam.
-Co zrobić?! – krzyknęłam. – O nie! Ja się nie zgadzam! Nie będziecie mi nic zszywać! – wrzeszczałam, ale nie miałam szans na wyrwanie się z silnego uścisku.
-Cicho bądź! – upomniał mnie William, ale obecnie miałam go gdzieś. Chcą mnie szyć! Igłą! Przecież mnie jest słabo na samo słowo: zastrzyk!
-Ja chcę do mamy! Powiem tacie! Ratunku! – piszczałam, gdy Nico kładł mnie na stole zabiegowym, ale po chwili się rozmyślił i mnie posadził, a sam usadowił się obok. – Wyjeżdżam do Manchesteru i będę mieszkać z Javierem, który nie da mnie pokroić! Ja nie chcę! – zawodziłam, ale Nico mocno mnie trzymał.
-Sol, to tylko chwila – mruknął.
-To wszystko twoja wina, Vazquez i gorzko tego… Aaaa!!! – wrzasnęłam i wtuliłam się w niego, gdy zobaczyłam lekarza z igłą.
-Dawaj rękę! – wyciągnął moją dłoń i pocałował w czoło. – Sol, oddychaj – poczułam ukłucie i przestało boleć.
-Nie patrzę, nie patrzę… – szeptałam w jego szyję. – Pożałujesz tego! – warknęłam. – Zobaczysz, ty paskudo, gnido, ty… – urwałam gwałtownie, bo poczułam jego usta na swoich…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz