„Mężczyzna to mężczyzna. Ale przystojny mężczyzna to zupełnie coś innego.”
Psychicznie przygotowywałam się na powrót do Manchesteru. W Madrycie nie trzymało mnie nic. Rodzice i brat to dla mnie za mało.
Nie mogłam też zapomnieć smaku ust Nicanora, ale tego akurat nie próbowałam. Często obserwowałam jak gania się z rodzeństwem, jak gdzieś ich wozi i w ogóle. Od taty dowiedziałam się, że jego matka mieszka w Stanach, gdzie zgromadziła ogromną fortunę, ale Nico wychowany był przez ojca i macochę. Dla atrakcji miał sześcioro rodzeństwa, które widać bardzo kochał.
-Sol! – krzyczała mama z dołu, ale mnie się nie chciało wstawać z łóżka. Po chwili przybiegł do mnie Cecil z karteczką u szyi. Ech, ta kobieta mnie zdumiewa.
-”Nico chce się z Tb zobaczyć. Wpuścić Go?” – przeczytałam i nabazgrałam „tak”. – Na dół i nie wracaj – powiedziałam go małego łobuziaka i popędził po schodach.
-Fajny pomysł na porozumiewanie – uśmiechnął się Nico, gdy stanął w progu.
-Wiem – zaśmiałam się. – Co cię sprowadza?
-Wychodzimy! – wrzasnął tato i słyszałam jak trzasnęły drzwi wejściowe.
-Jak ręka? – usiadł na łóżku obok mnie.
-Spoko, daję radę – zerknęłam na zabandażowaną dłoń i cicho westchnęłam.
-Co jest? – usiadł bliżej i spojrzał na mnie uważnie. Usiadłam po turecku i zaczęłam bawić się swoim zegarkiem.
-Myślisz, że William wróci do Manchesteru? – spytałam.
-Z tego co słyszałem to Mou nie ma nic przeciwko. Poza tym Manchester zaczyna wychodzić na prostą, więc nie zechcą pozbyć się tak dobrego napastnika.
-Wróci… – pokiwałam głową. – Czyli ja też wracam.
-Co? – drgnął gwałtownie. – Czemu?
-Bo to mój najlepszy przyjaciel. Przyjechałam tu dla niego i z nim wrócę – mruknęłam, ale nie patrzyłam mu w oczy. Podobał mi się i kto wie co bym zrobiła teraz, gdy wiem, że znikam z Madrytu.
-Do końca życia nie musisz się za nim ciągać. Nie podoba ci się tu? Rytm Bernabeu nie bije w tym samym rytmie co twoje serce? – szepnął, a ja zaskoczona spojrzałam na niego.
-Skąd wiesz?
-Bo moje bije. Ostatnie pięć lat było dla mnie bardzo trudne, ale odszedłem, bo nie chciałem hańbić ukochanego klubu taką grą. Byłem beznadziejny – wzruszył ramionami.
-Ale wróciłeś…
-Każdy Los Blancos wraca do Madrytu. Najlepszym przykładem jesteś ty i twoja mama. Moja macocha też wyjechała, ale wróciła i nawet ojciec się nie sprzeciwiał.
-Nicanor… – spontanicznie pogłaskałam go po policzku.
-Tak? – uśmiechnął się szelmowsko, a mnie znowu coś się przekręciło w żołądku.
-Nic… – cofnęłam dłoń, ale jego twarz zbliżyła się do mojej. Oparł rękę na łóżku i delikatnie pocałował moją szczękę. Gwałtownie wciągnęłam powietrze i wsunęłam palce w jego włosy. Tymczasem on przesunął usta na moją szyję, rozsunął moją białą bluzę i skierował się na dekolt. Położył mnie na łóżku, a sam zawisł nade mną. Jedną ręką się podpierał, a drugą wsunął pod moją koszulkę i po chwili ją podwinął. Gorący oddech drażnił moją skórę, a ja nie potrafiłam i przede wszystkim nie chciałam go odepchnąć. Jego usta rozpoczęły wędrówkę w górę, pieściły moje ucho, aż trafiły na usta. Objęłam go ramionami za szyję i z zapałem oddawałam każdy pocałunek. Mój żołądek oszalał, podbrzusze płonęło dziwnym ogniem, a język odnalazł identyczny rytm jak jego.
W pewnym momencie jego dłoń wsunęła się w moje szorty i dotknęła najczulszego miejsca mojego ciała. Z gardła wyrwał mi się cichy jęk i zaczęłam szybciej oddychać.
-Jedz ze mną i Juniorem do Barcelony – wyszeptał mi do ucha, a ja energicznie pokiwałam głową i zacisnęłam uda, żeby broń Boże nie zabrał ręki. Chociaż może Boga do tego nie mieszajmy.
-Po co? – jęknęłam, gdy całował moją szyję.
-Junior ma tam coś do załatwienia, a ja nie chcę siedzieć sam. Sol, co ci szkodzi? – spojrzał mi w oczy.
-Nic – pogłaskałam go po twarzy. – Ale… – urwałam, bo przeszkadzał mi w złożeniu jakiegoś sensownego zdania.
-Mam tam mieszkanie po rodzicach, więc po hotelach tłuc się nie będziemy. Tylko są tam dwie sypial… – urwał, bo zaczął dzwonić jego telefon. Pocałował mnie krótko i wstał. – Tak? – odebrał. – Kiedy?… Spoko, nie ma problemu. Zaraz przyjadę – rozłączył się. – Mam popilnować małych, idziesz ze mną? – uśmiechnął się lubieżnie. Sol, w tej chwili wyłącz w swojej głowie przycisk „myślenie” i daj się ponieść przygodzie. Nicanor, Barcelona… A co tam! Raz się żyje!
Siedziałam w salonie Vazqezów, a na moich kolanach spoczywała głowa sześcioletniego Liama. Na fotelu obok spał siedmioletni Fran, a na dywanie leżał jedenastoletni Bui. Tylko dwunastoletni Paco jednym okiem oglądał film. Z kuchni słyszałam głos Nico i jego siedemnastoletniego brata Tulio.
-Młody, ogarnij się! – westchnął Nico. – Duarte może i kocha Yerardo, co usprawiedliwia jej chęć zmiany klubu, ale to, że ty idziesz z nią to skraj debilizmu!
-Kocham Duarte i jesteśmy zawsze razem – bronił się Tulio.
-Zawsze będziecie razem, bo to twoja siostra! Ona tam nie idzie by się rozwijać, ale dlatego, że go kocha! Rodzice jej nie powstrzymają, bo sami nie byli lepsi i teraz nie chcą wyjść na hipokrytów! W Valencii siądziesz na ławie i na tym się skończy!
-Myślisz?
-Jestem pewien. Nawet nie wiesz co ja znosiłem przez ostatnie pięć lat.
-Jakbyś nie pyskował trenerowi to by nie było o czym gadać.
-Tulio, ja cię błagam! Nie idź do Valencii. Nie chcesz zostawać w Atletico to idź do Realu. Tam będziesz patrzył na najlepszych i będziesz mieć mnie, chłopaków i Rezę. Spójrz prawie w oczy. Duarte poszła do Atletico ze względu na ojca, a ty poszedłeś za nią.
-Nie przejdę do Realu. To byłby skraj debilizmu. Atleti to mój klub – powiedział twardo.
-Tulio Blanco pasuje do Atletico Madryt jak kij do dupy – warknął.
-Milcz! Lepiej zainteresuj się małymi, bo włączyłeś im horror!
-Czego bym im nie włączył po dwudziestej drugiej to i tak zasnął. – Jego głos się zbliżał, a po chwili obaj weszli do salonu. – Mówiłem? – wskazał na śpiących braci. – Kiedy wraca Duarte? – wyszeptał.
-Jutro z Santander, ale po jutrze leci do Walencji.
-Bierz Liama – mruknął, a sam podniósł z fotela Frana. Tulio wziął ode mnie najmniejszego brata i poszli z nimi na górę. Po chwili wrócili i Nico zabrał z podłogi Buina. Paco sam się powlókł do swojego pokoju.
-Też idę spać, dobranoc. – Tulio pocałował mnie w policzek i wyszedł. Nicanora wrócił i usiadł obok mnie.
-Zmęczona? – objął mnie ramieniem, a ja wtuliłam twarz w jego tors, a swoje nogi przewiesiłam przez jego.
-Trochę. Masz cudowne rodzeństwo – uśmiechnęłam się.
-Nie zaprzeczę, bo kocham ich nad życie – pocałował mnie w czoło. – Zanieść cię do domu? – pogłaskał mnie po policzku.
-Nie trzeba – wstałam. – Cześć – pomachałam mu i wyszłam. Serce waliło mi jak szalone i oddech miałam nierówny. Co ja wyprawiam?! Tulę się do prawie obcego chłopaka, którego znałam jako czteroletnia dziewczynka. Kto by pomyślał, że czternaście lat później będzie z niego taki przystojniak?
-Sol! – krzyknął, gdy byłam już przy swoich drzwiach.
-Tak? Zapomniałam czegoś? – pomacałam się po kieszeni, ale miałam telefon.
-Tak – błyskawicznie znalazł się przede mną, ujął moją twarz w dłonie i pocałował mnie. – Dobranoc, piękna – szepnął, puścił mnie i wrócił do siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz