„To czy człowiek jest inteligentny poznaje się po jego odpowiedziach. To czy jest mądry, po pytaniach.”
-Mocne podkręcenie czy słabe? – zamruczałam.
-Dla mnie słabe. – Odezwał się siedzący w tej samej ławce Oscar. Zerknęłam na niego znad swoich notatek. Wgapiał się w okno i wpierdalał orzeszki. Norma.
-Nie rokujesz dobrze na przyszłość, da Silva. Wolę się skupić na Rooney’u – odparłam. Siedzieliśmy jak zwykle w ostatniej ławce przy oknie. Czemu? Bo ja nienawidzę, gdy ktoś kopie mnie w krzesło, a Oskar musi patrzeć się w świat, gdzie może być wolny.
-William i tak jest zajebiście dobry. Osiągnął wiele jako dwudziestolatek! W tamtym roku zdobył Złotą Piłkę i został królem strzelców! Tylko przez te twoje diabelskie praktyki! – wskazał na mój zeszyt.
-To nie są diabelskie praktyki tylko matematyka i fizyka. Poza tym ty korzystasz z tego samego i nie zawsze jesteś w pierwszym składzie. Will jest szybki, zwinny i ma talent. Ja mu tylko pomagam tam gdzie mogę – wzruszyłam ramionami.
-A te cudowne okularki? Lata potem po boisku jak szalony i gra z wymyślonymi przeciwnikami! Stworzyłaś najlepszy program treningowy i nikt o tym nie wie! – fuknął.
-Bo zrobiłam go dla Williama! Wszystko jest dostosowane dla niego! Ćwiczenia, treningi czy mecze. Spokojnie, nad twoim pracuję – wróciłam do swoich obliczeń.
-Zależy ci na nim – mruknął.
-Oczywiście. Obu was kocham jesteście moimi przyjaciółmi. Sądzisz, że zarywałabym tyle nocy dla kogoś kto jest mi obojętny? Gdy widzę uśmiech na waszych mordkach po strzeleniu gola mam wrażenie, że sama go strzeliłam.
-Masz lepsze zestawy ćwiczeń niż my w klubie – powiedział.
-Tak, ale piłka nożna to gra zespołowa. Zapewniam wam tylko grę indywidualną, a nie o to chodzi, co? – westchnęłam. – Dziś na Old Trafford będę trenować Williama. Wpadnij.
-A Javier?
-Jedzie na cały dzień do Londynu – uśmiechnęłam się zadowolona.
-Jakby wiedział, że masz taki talent pomógłby ci w karierze trenerskiej.
-Zastanów się da Silva, kto normalny zatrudni osiemnastolatkę jako trenera? – popukałam się w czoło.
Po meczu i imprezie nie pojechaliśmy od razu do Madrytu. Bardzo chciałem chłopakom udowodnić, że najlepszy piłkarz Premier League ma nie tylko talent, ale też doskonałe zaplecze. Podpytałem tu i tam i dowiedziałem się, że Rooney zarezerwował Old Trafford na cały dzień. Skłamałem, że zapomniałem czegoś z szatni i ochroniarz wpuścił nas do środka. Wystarczyło pokazać wczorajsze przepustki.
-To jakaś ściema! – zawyrokował Junior. – Wkręcasz nas i już. Zaraz wyjdzie, że Vazquez strzelił jedną bramkę mniej ode mnie tylko dlatego, że Gumisie dały mu swój gumisok!
-Tak? – stanęliśmy wysoko na trybunach. Po murawie biegał Rooney. Miał na nosie jakieś okulary. Prz bocznej linii boiska siedział ktoś po turecku i na kolanach trzymał laptopa. Blond włosy spięte miała w niedbały koczek.
-Stój! – po stadionie poniósł się jej głos. – Willie to nie tak! Jeśli go tak zdryblujesz to ten za tobą odbierze ci piłkę i chuj z tego będzie! – Dopiero teraz dostrzegłem, że ona ma na nosie takie same okulary jak Rooney.
Położyła laptopa i podeszła do wysokiego Anglika.
-Robisz tak… – okręciła się i przebiegła kawałek. – Wtedy masz czystą pozycję do strzału – poinstruowała. – Masz! – nagle Rooney zaczął biec, zrobił dokładnie to co ona przed chwilą tylko wiele szybciej i wykonał ruch jakby strzelał. – Widzisz i gol – pokiwała głową i wróciła na swoje miejsce.
-Gdy przerzucę ją na lewą nogę to będzie większy element zaskoczenia – powiedział i kucnął, żeby zawiązać buta. Na jego plecach zalśniła wielka jedenastka i jego nazwisko.
-Nadal mi nie wierzycie? – spytałem kumpli. Junior stał z otwartą buzią, Marc wyglądał jakby poraził go piorun i jedynie Victor zachował kamienną twarz.
-Trenuje go dziewczyna – mruknął.
-Ciekawe od jak dawna? – zastanawiał się Marc.
-Sądząc po tym, że do pierwszej drużyny dostał się jako siedemnastolatek… Od dawna – pokiwał głową Junior. – Kurwa, może faktycznie Vazquez ma ten gumisok?
-Chcę ją poznać – zdecydował Casillas i zszedł na dół, a my za nim.
-Mocniej prawą nogą! – mówiła Sol. – Tak to nigdy nie strzelisz!
-Przekładam i gol! – zawołał zadowolony Rooney i zdjął okulary. Stał pod przeciwną bramką i uważnie się w nas wpatrywał. – Przyszliście, żebym mógł wam znowu dokopać?! – wrzasnął.
-Co ty pierdolisz? – zdziwiła się. Dopiero teraz dostrzegłem słuchawkę, która wystaje z jej ucha. Przymocowana była do okularów. Obok niej leżał jakiś pilocik.
-Za tobą! – podbiegł do nas. Dziewczyna się odwróciła i zerwała z miejsca.
-Cześć – mruknęła i podrapała się po głowie. – Alan Canales? – wskazała na mnie.
-Dokładnie – pokiwałem głową. – A to moi kumple: Marc Villa, Victor Casillas i Junior, znaczy się Cristiano Ronaldo Junior – przedstawiłem.
-Jestem Sol – uśmiechnęła się i zdjęła okulary. – Miło was poznać.
-Zajebiście – warknął stojący za nią Rooney. Sol nie była mała, miała na oko sto siedemdziesiąt wzrostu, ale i tak była od niego niższa o głowę!
-Nie spodziewałem się, że szkoli cię dziewczyna – zadrwił Victor.
-A to ci niespodzianka! – syknął William.
-A was facet i kto jest lepszy? – Sol wzięła się pod boki, a w jej oczach zalśniły groźne błyski. Miała brązowe oczy, ale te iskierki wydawały mi się dziwnie znajome. Kto też ma coś takiego, gdy o coś walczy? To śmieszne, ale pierwszy na myśl przyszedł mi mój własny ojciec. Niby co Hiszpan może mieć wspólnego z tą Angielką?
-Fiu, fiu! – zagwizdał Marc. – Ognisty temperament! – zarechotał. – Może się umówimy, malutka? – Oczy dziewczyny zalśniły i dałbym sobie uciąć rękę, że mój tato ma takie samo spojrzenie, gdy się zdenerwuje! Co prawda u niego następuje to niezmiernie rzadko, ale jednak.
-Umów się lepiej ze stolarzem, bo ci się klepki w mózgu poluzowały! – odparowała. – Radzę ci udać się tam od razu, bo nie lubię, gdy się mnie denerwuje! – Wręczyła laptopa i okulary Rooney’owi i podwinęła rękawy. Wygięła palce, aż kostki jej strzeliły i stanęła w pozycji bojowej jak karateka na filmach. Karateka!
-Chodź! – pociągnąłem kumpla za ramię. – Ona zna karate! – wyszeptałem po hiszpańsku.
-Mam czarny pas – powiedziała płynnie w naszym języku.
-Cześć – pożegnał się Victor i ruszył za nami. Junior coś chciał dorzucić, ale Casillas złapał go za ramię.
Patrzyłam na oddalających się piłkarzy i nie mogłam się pozbyć dziwnego wrażenia.
-Alan miał takie same spojrzenie jak mama, gdy nie wie co się dzieje – poprawiłam rękawy.
-Tak? – zdziwił się William. – Nie zwróciłem uwagi. Pięknie pojechałaś Villi – pogłaskał mnie po policzku.
-Nie będzie mnie wkurwiał, gdy pracuję – wzięłam od niego sprzęt i usiadłam na murawie. – No na co czekasz? Do roboty! – Pognałam go i założyłam okulary. Poprawiłam słuchawki i włączyłam program na laptopie. Nie mogłam zapomnieć o spojrzeniu Alana. Może kolor oczu był inny, ale wyraz ten sam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz