czwartek, 27 grudnia 2012

Rozdział dwudziesty czwarty

„Mężczyzna trudny jest wart grzechu.”

Gdy Nicanor wrócił do mieszkania towarzystwo już się zmyło, a Junior spał kamiennym snem. Z tego co zrozumiałam, Relo wrócił do swojego domu, a Villa śmignął do rodziców. Tulio udawał, że nie ma go w Barcelonie.
-Cześć! – brunet usiadł na kanapie obok mnie i pocałował mnie w policzek. – To był długi i potwornie nudny dzień! – westchnął i usadowił mnie na swoich kolanach. – Zrobię ci masaż! – wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni.
-Przecież to ty jesteś zmęczony! – zaśmiałam się.
-To nic – mruknął i położył mnie na brzuchu. Sam usiadł na mnie w rozkroku i zaczął masować moje plecy. Po chwili poczułam jego wargi na swojej szyi. – Jak uznasz, że mam przestać to krzycz – szepnął i wsunął dłonie pod moją koszulkę. Podwinął ją i delikatnie muskał wargami skórę moich pleców. Przymknęłam oczy i delektowałam się jego dotykiem. W życiu czegoś takiego nie przeżyłam. W brzuchu miałam kręciołki, serce waliło mi jak szalone i oddychałam z trudem.
Nicanor zdjął ze mnie koszulkę i nadal mnie całował. Miał delikatne i czułe ręce, które sprawiały, że odlatywałam.
Nagle odpiął mój stanik, zsunął go ze mnie i wyrzucił gdzieś za siebie. Odruchowo się zakryłam, ale wtedy odwrócił mnie na plecy i pocałował w usta. Odsunął się trochę i patrzyłam wprost w jego niebieskie oczy, które przemawiały do mojego serca, które z kolei waliło jak szalone.
Nieśmiało ujęłam jego twarz w dłonie i pogłaskałam go po policzku. Pocałował mnie namiętnie, a następnie zjechał na moją szyję, dekolt, piersi… Jego dłonie nadal wędrowały po moim ciele i pozbawiały mnie reszty garderoby. Gdy poczułam jego dłoń między swoimi nogami, cicho jęknęłam. Uśmiechnął się delikatnie i wpił się w moje usta.
-Sol, czy ty…? – urwał i pogłaskał mnie po włosach.
-Tak – szepnęłam i objęłam go ramionami za szyję.
-Będę delikatny – obiecał i powoli we mnie wszedł. Wstrzymałam oddech i stopniowo wypuściłam powietrze. – Sol? – spojrzał na mnie pytająco i nawet nie drgnął.
-A ja się zastanawiałam jak włożyć tampon – mruknęłam.
-Ponoć potem jest lepiej… – szepnął. – Przepraszam, jak chcesz to…
-Nie! – przerwałam mu. – Powoli – pocałowałam go. Poruszył się delikatnie, a ja zamiast bólu poczułam… przyjemność! Uśmiechnęłam się szeroko i Nico przestał się hamować.
Nie sądziłam, że mój pierwszy raz będzie taki cudowny. W sumie to nawet o nim nie myślałam.
-Nicanor! – jęknęłam, gdy czułam, że zaraz nie wytrzymam i chyba umrę z rozkoszy. – Nico, Nico… – szeptałam całując jego twarz. – Tak! – zapiszczałam i poczułam odlot nie z tej ziemi. Świat wirował, a ja leżałam nakryta ciałem faceta, którego kochałam. – Nico… – pogłaskałam go po włosach.
-Jesteś… – uśmiechnął się szeroko. – Brakuje mi słowa – wysunął się ze mnie, położył obok i nakrył nas kołdrą.
-Dlaczego wyjechałeś z Madrytu? – spytałam cicho tuląc się do jego torsu.
-Nie potrafiłem tu żyć, nie chciałem chyba… – zamyślił się. – Miałem tylko osiemnaście lat, myślałem, że Rosie jest tą jedyną, tą na całe życie. Nie dostrzegałem jej wad, byłem ślepo zakochany. Rodzice ją lubili, często u nas bywała. Junior nigdy się nie przyzna, ale on jej nie lubił. Stawiałem ją ponad wszystko. Potrafiłem nie przyjść na trening, bo umówiłem się z nią. Z biegiem czasu zrozumiałem, że moja miłość była szczeniacka. Nasłuchałem się opowiadań, że moi rodzice wzięli ślub, gdy mieli dwadzieścia lat. Tylko jakoś nie dotarło do mnie, że kochali się ponad pięć lat, że ich charaktery się do siebie idealnie dopasowały, że nie potrafią bez siebie żyć… Też tak chciałem.
-To nic złego przecież – wodziłam palcem po jego torsie. – Każdy marzy o wielkiej miłości.
-Ja jej chciałem bardziej niż czegokolwiek. Trochę się zapędziłem i życie brutalnie mnie otrzeźwiło. Rosie umarła, a ja musiałem żyć bez niej. Na początku było cholernie ciężko. Jakby mi ktoś kazał nieść worek z kamieniami. Przeszedłem do Racingu, grałem od przypadku do przypadku. Zabijałem czas na bieganiu, czytaniu. Nawet skończyłem studia – uśmiechnął się. – Z roku na rok było lepiej, kamieni z pleców ubywało. Już rok temu doszedłem do wniosku, że zapomniałem, ale postanowiłem jeszcze zostać. W tym roku wróciłem do Realu niemal na pewniaka. Potrzebują mnie, a ja chcę być komuś potrzebny.
-Jesteś potrzebny mnie – wyszeptałam w jego szyję. – Naprawdę chciałam wrócić do Manchesteru, do miejsca, które znam i którego jestem pewna.
-A teraz? – pocałował mnie.
-Teraz z chęcią pójdę z tobą w nieznane – oblizałam wargi. – Jeśli istnieje miłość od pierwszego wejrzenia to mnie ustrzeliła w mieszkaniu Villi.
-Nie tylko ciebie – zaśmiał się. – Jakby mi ktoś kiedyś powiedział, że zadurzę się w małej Sol Rosario to popukałbym się w czoło.
-A teraz? – p
rzejechałam palcem po jego wargach.
-Teraz… – odgarnął zbłąkany kosmyk z mojego czoła. – Teraz mnie wzięło – uśmiechnął się słodko. Nagle ktoś zaczął łomotać do drzwi. Nico zerwał się jak oparzony, nałożył bokserki popędził otworzyć. Nałożyłam jego koszulkę i też udałam się do przedpokoju, gdzie stał już zapłakany Marc.
-Miały wypadek – chlipał.
-Kto? Villa, o czym ty pierdolisz?! – Nicanor potrząsnął go za ramiona.
-Co jest? – z drugiego pokoju wytoczył się Junior. – Hm… Sol, jakie masz cudne nóżki – zacmokał. Nico zmierzył go morderczym spojrzeniem, ale ten nawet nie zareagował.
-Marc, spokojnie – poklepałam go po ramieniu.
-Emily i Gen miały wypadek. Leżą w szpitalu i są w bardzo ciężkim stanie… Mogą… – głos mu się załamać. – Nie przeżyć… – szepnął. Nicanor zbladł, a Junior momentalnie się wyprostował.
-Jedziemy! – zdecydował błyskawicznie.
-Czekaj chwilę. Villa, wytrzyj się, Junior napij się kawy, my się ubierzemy – powiedział głosem wypranym z jakichkolwiek emocji. Wróciliśmy do sypialni, ubraliśmy i udaliśmy do szpitala. Nikt nie odezwał się nawet słowem. Pod salą intensywnej terapii, gdzie leżały dziewczyny zastaliśmy Davida Ville z Leighton Meester, Lionela Messiego z żoną, Gerarda Pique i Carlote Fabregas, którzy stali od siebie bardzo daleko.
-Jakie są ich szanse? – spytał Nico.
-Prawie żadne… – wyszeptał David Villa, a Marc cicho jęknął.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz