czwartek, 27 grudnia 2012

Rozdział piętnasty

To, co dziś jest rzeczywistością, wczoraj było nierealnym marzeniem.” 
 
Wpadłam do wody, a po chwili wypłynęłam na powierzchnię i wskoczyłam na deskę. Javier podpłynął do mnie i uśmiechnął się szeroko.
-Nie wolałabyś być teraz w Madrycie? – spytał i podrapał się za uchem.
-Wolałabym, ale wiesz… Ipala, ty, morze i deski… Moje ukochane wakacje – zaśmiałam się i nagle spoważniałam. – Jak z mamą? – Byliśmy w Meksyku od kilku dni, ale zamiast poważnie pogadać to ciągle się wydurnialiśmy.
-Wiedziałem, że to kiedyś się skończy, że pewnego dnia przypomni sobie swoje dawne życie – westchnął ciężko.
-Ona sobie tego nie przypomni od tak! – pstryknęłam palcami. – Javi, ona musi przeżyć jakiś wstrząs!
-A nie wystarczy, że ukochana córka przebąkuje o przeprowadzce do Hiszpanii? – spojrzałam na niego zaskoczona. – Sol, to chyba normalnie, że pójdziesz tam gdzie William.
-To nie tylko o to chodzi – spojrzałam na rozległy ocean. – Gdy weszłam na Bernabeu miałam wrażenie jakby wróciła do domu… Junior, Victor, Marc czy Alan są mi bliscy a znam ich kilkanaście dni! Czy, gdy mnie spotkałeś czternaście lat temu mówiłam coś szczególnego? – spojrzałam mu w oczy.
-Powtarzałaś, że nazywasz się Sol Rosario, masz cztery lata, kochasz jakiegoś tam wujcia i chcesz do mamy a jak nie to będziesz krzyczeć. Nie płakałaś tylko byłaś strasznie zdecydowana i stanowcza. Za każdym razem, gdy pytałem jak się nazywasz uparcie powtarzałaś, że Sol Rosario jak Cristiano Ronaldo.
-Nic więcej? – mruknęłam. Tyle to sama wiem.
-Nie pamiętam. Byłem zbyt zaaferowany, że u nóg kręci mi się mały blondasek a w szpitalu o życie walczy jej mama. Poza tym pięknie mówiłaś po angielsku.
-Bo przez całe życie nauczyłam się tylko angielskiego i hiszpańskiego… Wiesz, spotkałam chłopaka, który ma oczy dokładnie takiego samego koloru jak szafir mamy i miał taką samą zdezorientowaną minę jak mama.
-Coś sugerujesz? – zaciekawił się.
-Ostatnio wyskoczyła mi, że najpiękniejsza plaża jest w Santander i to właśnie w tym mieście wzięła ślub i NAS ochrzciła.
-Nas? – powtórzył.
-Mam rodzeństwo, Javier. A Alan Canales momentami jest uderzająco podobny do mamy. – Zdecydowałam, że powiem mu wszystko. – Na Bernabeu miałam przypominajki. Byłam małą dziewczyną o imieniu Solana, która kocha Karima Benzemę i jego nazywa wujciem Karimkiem. Dodatkowo jako jedyna może przemawiać do Mourinho – Mou. Jakby tego było mało to wiele osób nazywało mnie Annabelle! – jęknęłam.
-Canales mówisz… – zamyślił się. – Znałem żonę Sergio Canalesa, Annabelle. Widziałem ją dwa może trzy razy w życiu. Pierwszy raz po finale Ligii Mistrzów w 2011 roku. Dokładnie to dwudziestego ósmego maja. To była straszna porażka – pokręcił głową.
-Nie gadaj! – chwyciłam w palce diabełka od mamy – Tu jest data na dwudziestego dziewiątego maja i do tego Londyn!
-Graliśmy w Londynie – pokiwał głową. – Canales miał dwoje dzieci, chłopca i dziewczynkę. Wiem, że chrzestnym chłopca był Cristiano Ronaldo a dziewczynki Karim Benzema.
-Wujcio Karimek… – wyszeptałam, a Javier szeroko otworzył oczy.
-Kochałaś wujcia Karimka – powiedział cicho.
-Czyli nie nazywam się Sol Rosario Hernandez Dietl? – spytałam, ale oboje znaliśmy już odpowiedź. – Nie mów mamie. Taki szok to jeszcze w kalendarz kopnie. Poza tym muszę się upewnić.


Siedziałem na kanapie ogrodowej na tyłach domu dziadków w Santander. Bardzo żałowałem tego, że jednak przyjechałem z ojcem. Było tu za dużo ludzi, a ja Santander ceniłem zawsze ze względu na ciszę i spokój. Pablo Canales, mój cioteczny brat i syn mojej chrzestnej właśnie nosił na rękach swoją roczną córeczkę Bellę Canales Torres. Nigdy nie używał nazwiska swego ojca, który najpierw zostawił ciotkę Gianę, a potem zginął w wypadku.
-Wiesz, że Rosario ostatnio śniła się twoja siostra? – zagadnął mnie. Spojrzałem na niego zaskoczony.
-Solana? – mruknąłem.
-Tak. Poczekaj… – podszedł do drzwi. – Nora, kochanie, możesz? – oddał żonie córkę i usiadł obok mnie. Jego ślubna to też nie byle kto. Sama Nora Torres, córka TEGO Torresa. – Szykuj się, że będzie biadolić jaka to tragedia, że nie ma już Sol – westchnął.
-O mamie nie powie nawet słowem – warknąłem.
-Bo cioci nie lubiła, nie lubi i chyba nie polubi – powiedział mój drugi brat cioteczny, Yerardo Higuain.
-Nie polubi – szepnęła jego dziewczyna, Duarte Vazquez, młodsza siostra Nicanora. Obok niej jak cień stał Tulio Vazquez. Chociaż nie byli bliźniakami to można było ich wszędzie zobaczyć razem. Duarte miała osiemnaście lat, a Tulio siedemnaście. Obecnie przenosili się do Valencii, bo tam grał Yeri. Chociaż ich matka była sławną Rezą Gutierrez i w pewnym sensie była już legendą Realu oni nigdy nie chcieli być Królewskimi. Ich ojciec pracował w Atletico, a oni tam grali. Nie powiem, odnosili spore sukcesy. Jednak o ile Tulio mówił, że kariera jest dla niego bardzo ważna, o tyle Duarte nie kryła, że ważniejsza będzie dla niej miłość.
-Będzie teraz pierdolić o tym jaka to jej ukochana Sol była cudowna! – jęknął Pablo. Nagle poczułem jak w kiszeni wibruje mi telefon. Szybko go wyjąłem i na wyświetlaczu zobaczyłem napis: >> Marc dzwoni <<
Pięknie, jeszcze jego mi brakowało.
-Sorry na chwilkę – wstałem i odszedłem w głąb ogrodu. – Czego chcesz? – odebrałem błyskawicznie.
~Jak powiedzieć dziewczynie, że się jest nią zainteresowanym? – spytał, a ja cicho westchnąłem.
-Mnie się pytasz? To ty jesteś panem potrójne Z!
~No niby tak, ale ja nie chcę zastosować zasady trzech Z! Alan, no powiedź mi coś!
-Spytaj Juniora.
~Junior jest teraz na plancie V!
-Na czym? – nie załapałem.
~Vazquez! - wysyczał. Odruchowo się odwróciłem i spojrzałem na rodzeństwo Vazquezów. Kto wie? Może z Solaną też bym się tak świetnie dogadywał?
-Co Vazquez? Jeszcze raz powiedz co z Juniorem.
~Junior ma nas teraz wszystkich w dupie, łącznie z panienkami, kiedy odzyskał najlepszego kumpla. Spędza z Nico całe dnie i szukają dla niego mieszkania.
-A Victor?
~Victor powiedział, żebym spierdalał bo on ma wakacje! A poleciał na Ibizę i całe dnie leży plackiem na plaży!
-To gdzie ty jesteś?
~W Barcelonie u rodziców. Całe dnie spaceruję z Gen i Emily. Czasem przylezie Relo Bartra i pójdziemy na piwo.
-To się jego zapytaj, a mnie daj spokój! – zniecierpliwiłem się. – Mam wakacje, tak? Opierdalam się, tak? To mi nie przeszkadzaj!
~Bujasz się z braćmi i dwójką Vazquezów! Ale mi wakacje! - prychnął.
-Villa, powiedź Emily, że ci się podoba i cyrk się skończy. Ewentualnie możesz z nią pójść do łóżka. Fernando Torres mówił, że w przypadku Villi to zawsze działa. Cześć! – rozłączyłem się. Gdy chłopaki nie chcą mu pomóc to zawsze, ale to zawsze prześladuje mnie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz